Przez długi czas myślałam, iż wszystkiemu winna była teściowa, ale dziś wiem, iż i mój mąż wcale nie jest bez winy. Mieli piękny dom, a po ślubie wprowadziliśmy się do rodziców męża. Tak zdecydował teść, nie zważając na niezadowolenie żony:
– Jak odłożą na mieszkanie, wtedy się wyprowadzą. A ty będziesz jeszcze tęsknić – mówił. – Niech dzieci mają spokój, nie wtrącaj się do nich.
Teściowa, choć nie chciała, nie mogła się sprzeciwić – dom należał do teścia, ona była tylko zameldowana. Przydzielono nam pokój i dokładnie wytłumaczono, ile razy w tygodniu trzeba myć podłogę w przedpokoju i kuchni.
Mnie to w zasadzie odpowiadało, ale mój mąż ciągle miał jakieś spięcia z matką. To poprosiła, by przekopał ogród, to by zebrał jabłka, to coś innego. On obiecywał, ale zapominał. Teściowa wracała z pracy i zaczynała awanturę, iż wszystko musi zrobić sama. Teść był chorowity, więc do prac fizycznych się nie mieszał.
Często sama robiłam to, o co prosiła syna, tylko po to, by w domu panował spokój. Najbardziej jednak teściową drażniło, iż mąż zawsze niechlujnie wjeżdżał samochodem na podwórko, niszcząc jej trawnik i kwiaty, które sadziła przy domu. Miałam wrażenie, iż robił to specjalnie, bo zdarzało się to prawie codziennie.
Teściowa głośno okazywała niezadowolenie, a teść tylko się śmiał i mówił do syna:
– Widzisz, a ja głupi wykupiłem cię z wojska. Tam by cię wszystkiego nauczyli.
Trzy lata temu teść zmarł. Nie minął tydzień, a teściowa oświadczyła:
– Pakujcie się i idźcie, dom jest mój.
– Mamo, co ty opowiadasz? – zdziwił się mój mąż.
– Doskonale wiem, iż twój ojciec przepisał wszystko na mnie. Ten dom należy do mnie, a ty nie masz tu żadnych praw. Zabieraj żonę i się wynoś.
Mąż się obraził, spakował nas i wyprowadziliśmy się. niedługo jednak wyszło na jaw, iż teściowa się myliła. Dom należał do mojego męża.
– Wiedziałeś? – spytałam go.
– O testamencie? Wiedziałem. Tata miał swoje powody.
Błagałam, byśmy nie wracali, ale on postawił na swoim:
– Dlaczego mam płacić za wynajem, skoro mam własny dom? A jeżeli mamie nie odpowiada nasze towarzystwo, zawsze może się wyprowadzić.
Wróciliśmy.
– Ciesz się, iż tak wyszło – doradzały koleżanki. – Tam rządzi twój mąż, a matka nie ma nic do gadania.
Tyle iż ja wcale się nie cieszyłam. Było mi po prostu żal teściowej. Mój mąż nigdy jej nie wybaczył, iż kazała mu się wynosić po śmierci ojca.
Na każde jej słowo słyszała tylko:
– Coś ci się nie podoba? Wyprowadź się.
Im dłużej patrzyłam na ich relację, tym bardziej mój własny mąż stawał mi się obcy i odpychający. Dla teściowej winna byłam ja – wierzyła, iż to ja nastawiam syna przeciw niej.
A było dokładnie odwrotnie – to ona pierwsza zraniła swojego syna. Ja starałam się go nakłonić, by zostawił matkę w spokoju albo kupił jej inne mieszkanie.
Ostatnią kroplą było przyjęcie urodzinowe. Mąż zostawił gości na noc i… kazał matce przenocować w salonie, by oddać jej pokój przyjaciołom. Teściowa odmówiła, zrobiła się awantura, a mąż wykrzyczał, żeby wyniosła się z jego domu.
Słuchałam tego ze ściśniętym sercem.
Za mąż wychodziłam za zupełnie innego człowieka. Wiem jedno – mężczyzna, który nie szanuje matki, nigdy nie uszanuje też kobiety, która urodzi mu dziecko.
Spakowałam się i odeszłam. Teraz jestem w trakcie rozwodu. Mąż błaga o przebaczenie, sam nie wiedząc, za co przeprasza. Mówi: „Jak matka ci przeszkadza, to ją wyrzucę, tylko wróć”.
A ja współczuję teściowej, iż wychowała tak niewdzięcznego syna.
Nie chcę budować rodziny ani rodzić dzieci z człowiekiem, który potrafi wyrzucić własną matkę na bruk. Mam nadzieję, iż kiedyś oboje się pogodzą i odnajdą wspólny język.