– Ty chyba dzisiejszych dzieciaków dobrze nie znasz!

twojacena.pl 6 godzin temu

Ty chyba nie znasz dzisiejszych dzieci!

Cześć, Halino, widzę, iż krzątasz się po ogródku, postanowiłam wpaść się przywitać mówiła Teresa, stojąc przy furtce.

Z Haliną mieszkały na przeciwnych krańcach wsi. Teresa z mężem Wiktorem nad rzeką, a Halina bliżej lasu.

Wcześniej prawie się nie widywały po co, skoro wokół tylu sąsiadów. Ale u tych sąsiadów wnuki już dorosłe. A tymczasem na te wakacje do Teresy i Wiktora mieli przyjechać ich wnuki, Kacper i Olek, na cały miesiąc. Dzieci męczyło miasto, więc rodzice uznali, iż świeże powietrze im się przyda.

Przez lata syn Tomasz zarabiał dobrze, więc jeździli na zagraniczne wakacje. Ale teraz sytuacja się zmieniła i nagle przypomnili sobie, iż rodzice mieszkają nad rzeką. Postanowili więc wysłać chłopców nie tylko na weekend, jak bywało, ale na cały miesiąc.

Tylko, mamo, oni ostatnio ciągle się kłócą ostrzegał Tomasz. Olek w swoich trzynastu latach uważa się za dorosłego, a Kacper nie chce mu ustępować, więc tylko awantury!

Co ty, my z wnukami sobie nie poradzimy? Przywoźcie, jakoś to będzie odpowiedziała rezolutnie Teresa. Ale gdy odłożyła słuchawkę, ogarnęły ją wątpliwości. Dzieci dziś inne niż kiedyś. Czasem choćby nie wiadomo, jak do nich podejść. Kiedyś przywozili ich tylko na krótko, gdy byli mali. A teraz? Co, jeżeli sobie nie poradzi?

Wiktor, jej mąż, był twardy i nie znosił nieposłuszeństwa. Kłótni nie potrzebowali.

Postanowiła więc zabezpieczyć się i pójść do Haliny ta też miała wnuki w podobnym wieku.

Pamiętała z własnego doświadczenia, iż dzieci trzeba czymś zająć. Wtedy i problemów będzie mniej, jeżeli się zaprzyjaźnią.

Wchodź, Tereso! zawołała Halina, dostrzegając sąsiadkę. Co cię do mnie sprowadza?

Właśnie wnuki przyjeżdżają na miesiąc, a u ciebie chłopcy w podobnym wieku, prawda? Może ich poznać? Jak się zaprzyjaźnią, wszystkim będzie łatwiej zaproponowała Teresa.

Chyba nie znasz dzisiejszych dzieci! zaśmiała się Halina. Nie boisz się ich brać na tak długo? Moje wnuki już mi nerwy potargały, a mój stary chciał ich choćby odesłać! No, ale skoro się zgodziłaś, to przyprowadź, niech się poznają. Co nam zostaje, to nasze wnuki!

W weekend przyjechał Tomasz z żoną Elżbietą oraz Kacprem i Olkiem.

Chłopcy urosli, ale widać było, iż cieszą się na widok dziadków. I Teresie zrobiło się lżej na sercu.

Czego się bała? To u Haliny mogą być takie niewychowane dzieci. A jej wnuki? Grzeczne i dobrze ułożone! choćby w szkole dobrze się uczą, nie ma się o co martwić.

Mamo, jak coś, dzwoń, ja z nimi pogadam powiedział odjeżdżając Tomasz, ale Teresa machnęła ręką. Daj spokój, synu, czy to my dzieci nie wychowaliśmy?

Wieczorem Kacper i Olek długo nie mogli zasnąć. Spali w dawnym pokoju Tomasza, teraz gościnnym.

Ale widać było, iż zmiana otoczenia ich podnieciła. Gadali głośno, wiercili się, aż w końcu zirytował się Wiktor.

Po co się, Tereso, na to zgodziłaś? Nie potrzebowali naszej wsi, a teraz przyjechali!

Za to rano wnuków nie można było dobudzić.

Już południe się zbliżało, a oni wciąż spali!

Babciu, daj pospać mruknął starszy Olek.

Młodszy Kacper spał tak mocno, iż choćby nie słyszał głosu babci.

Ile można spać?! oburzyła się Teresa.

Nagle zauważyła coś na podłodze. Przyjrzała się i aż klasnęła w dłonie.

To ich telefony leżały rozrzucone!

Co, graliście do późna? Tak nie można, zabiorę wam te telefony, koniec!

Olek zerwał się natychmiast.

Oddaj, to nie twoje! Mama nam pozwala!

To ja zaraz do niej zadzwonię i zapytam, co wam pozwala! odparła Teresa. Olek zrezygnował z odbierania telefonu, naburmuszył się, trzasnął drzwiami i tylko mruknął: No to dzwoń!

Przez dwie godziny nie wychodzili z pokoju. Wiktor już chciał iść rozwiązać sprawę co to za bojkot już pierwszego dnia? Ale w końcu wyszli, obaj w złych humorach:

Nie będziemy jeść kaszy, chcemy nuggetsy albo tosty!

Ach tak?! Kasza wam nie smakuje, to chodźcie głodni warknął Wiktor. A łóżka pościeliliście? Zaraz zobaczę, co tam u was? Skąd w łóżkach puste paczki po chipsach i cukierkach? I nic nie posprzątane? Najpierw zaróbcie na kaszę, a potem zbierajcie śmieci i ścielcie łóżka!

Nie możemy być głodni! Kacper spojrzał spode łba na dziadka. Jesteście źle!

Wiktor ledwo powstrzymał gniew, ale Teresa wtrąciła się: Dobrze, pokażę wam, jak się ścieli łóżko, a jutro zrobicie to sami, zgoda? A kanapki dopiero po kaszy, dobrze?

Rozpieszczasz ich, trzeba z nimi twardo mruczał Wiktor. Co za roszczeniowe pokolenie, żadnego szacunku!

Z wnukami Haliny Kacper i Olek gwałtownie się zaprzyjaźnili.

Ale co oni wyprawiali we czwórkę!

Jak bawili się w ogrodzie Teresy, potem musiała po cichu sprzątać połamane gałęzie i patyki. Kwiaty podeptane, do domu wnosili trawę na butach, po jedzeniu okruszki wszędzie. Krzesła rozklekotane, drzwi od trzaskania ledwo się trzymały.

Samo utrapienie!

Co to za dzieci?! oburzał się Wiktor. Nigdy więcej, żeby do nas nie przyjeżdżali, skoro nie potrafią się zachować! Olek, chodź ze mną, pomożesz mi naprawić rowery dla ciebie i Kacpra. A babcia z Kacprem niech obiad przygotują, trzeba sobie na niego zapracować!

Ty też musisz na niego zapracować? zdziwił się Olek.

A myślałeś, iż jak? Widziałeś, żebym siedział bezczynnie albo spał do południa? W życiu nic nie dostaje się za darmo, wszystko trzeba wypracować! A wy pierwszego dnia spodnie i koszule podarliście, dobrze, iż babcia zachowała ubrania waszego taty. Biegacie teraz w jego spodniach, ale nic samo się nie bierze, dopóki się nie zapracuje!

Sam ich zbytnio nie krytykuj, przypomnij sobie! upomniała męża Teresa. Nie udawaj święte

Idź do oryginalnego materiału