W mrowisku mieszkała mała mrówka. Nie była najsilniejsza, najsprytniejsza ani najmądrzejsza. Miał jednak jedną cechę, która wyróżniała ją spośród innych: nie mogła przejść obok cudzych cierpień.

polregion.pl 6 dni temu

Pamiętam, iż dawno, w mrowisku przy starej wiosce pod Krakowem, żyła mała mrówka o imieniu Jadwiga. Nie była najpotężniejsza, nie najzwinniejsza ani najbystrzejsza, ale posiadała jedną cechę, której nie brakowało żadnemu innemu – nie mogła przejść obojętnie koło czyjegoś bólu. Gdy ktoś zmęczony nie zdołał podnieść ziarenka, Jadwiga podawała mu pomocną łapkę. Gdy któryś poślizgnął się, podnosiła go z ziemi. Gdy deszcz zalał tunele, jako pierwsza rzucała się w naprawy. Z czasem inne mrówki przywykły, iż zawsze jest obok: spadnie ziarenko – ona podniesie; nie zdąży się skończyć – dokończy; zmęczony – podłoży ramię. Nikt jednak nie zapytał: „A ty, mała, nie jesteś już zmęczona?”

Dzień po dniu pracowała nie tylko dla siebie, ale przejmowała na siebie to, czego inni nie nadążali. Odpoczynek? Nie. Szeptała cicho do siebie: „Jeszcze trochę wytrzymaj. Najważniejsze, by innym było lżej”. Pewnego poranka poczuła, iż nogi się trzęsą, plecy bolą, a ziarenko stało się cięższe niż kiedykolwiek. Jak więc podtrzymać mrowisko pod tym ciężarem?

Jeden poprosił – pomogła. Drugi zaciśnięty w zębach – zgodził się. Trzeci rzekł: „Zawsze znajdziesz czas” – i ona nie odmówiła. I wtedy stało się to, czego sama się nie spodziewała: po prostu upadła pod naporem cudzych trosk. Obok niej przemykały inne mrówki, nie zauważając, iż „zaraz wstanie”. Dni mijały, ziarenka się gromadziły, tunele się waliły, a podpora, którą dawała, zniknęła.

Wtedy mrówki zrozumiały, iż Jadwiga robiła znacznie więcej, niż ktokolwiek przypuszczał. Szukały jej – nie znalazły. Tylko stary mrówek, mieszkający na skraju koloni, westchnął znużony: – Odeszła. Zrozumiała, iż jej pracy nie ceniono, dopóki była. – Dlaczego nic nie powiedziała? – krzyknęły pozostałe. – A wy kiedykolwiek pytali, jak się ma? – odparł staruszek. Mrowisko zamilkło. Wszyscy pojęli, iż ich pomocniczka zawsze była przy nich, ale gdy potrzebowała wsparcia, nikt tego nie dostrzegł.

Morał: w każdym zespole są osoby, które dźwigają ciężar większy niż inni. Cicho pomagają, mówią „tak”, choć stoją na krawędzi, podkładają ramię – i nie proszą nic w zamian. Gdy znikną, dopiero wtedy wszyscy zaczynają rozumieć, jak bezcenne były. Pytanie pozostaje: czy zdążycie to pojąć na czas? Czy wrócą, gdy odejdą?

Jeśli w twoim życiu jest ktoś taki – nie milcz. Nie odkładaj. Zapytaj dziś: „Czy nie jest ci ciężko? Jak mogę pomóc?” Bo czasem jedno pytanie potrafi zmienić wszystko.

Fakty, które warto mieć na uwadze:

Ciche osoby w zespołach najczęściej robią najwięcej. Rzadko chwalą się swoimi zasługami, a ich praca jest fundamentem całej grupy.

Wypalenie przychodzi po cichu. Człowiek, który zawsze bierze na siebie więcej niż inni, wydaje się silny – aż do momentu, kiedy upada.

Podziękowanie to paliwo. choćby proste „dziękuję” lub uznanie wysiłku staje się wsparciem, które pomaga wytrwać.

Największe obciążenie nie spada na tego, kto może, ale na tego, kto nie umie odmówić. To zawsze ryzyko: dobra osoba zostaje przydzielona do roli „nieodmawiającego”.

Zespół staje się silny dopiero, gdy ciężar rozkłada się równomiernie. jeżeli jeden dźwiga wszystko, prędzej czy później wszystko runie.

Pytanie „Jak się masz?” może mieć moc terapii. Pokazuje, iż jesteś widziany, ceniony, nie jesteś sam.

Człowiek nie jest zobowiązany do ciągłej pomocy. Pomoc to dar, nie kontrakt. Ten dar należy szanować.

Najważniejsze: jeżeli w twoim życiu jest taki „mrówek” – ktoś, kto zawsze jest obok – daj mu znać, iż to zauważasz. Inaczej pewnego dnia obudzisz się bez tej cichej podporu, na którą tak przyzwyczaiłeś się polegać.

Idź do oryginalnego materiału