Wszystko się ułoży, syneczku…

twojacena.pl 2 tygodni temu

„Wszystko będzie dobrze, synku…”

„Krzysiu, to ja, mama” – usłyszał w słuchawce cichy głos.

Krzyś zawsze drażniło, iż matka zaczyna od słów „to ja”. Jakby nie rozpoznawał jej głosu. Tłumaczył jej tyle razy, iż na ekranie wyświetla się jej imię.

Miała stary telefon z klawiaturą. Kupił jej nowoczesny, ale odmówiła.

– Za stara jestem na takie nowinki. Lepiej podaruj go… Jadwidze. Jej córka takich prezentów jej nie robi. Ucieszy się.

Jadwiga ucieszyła się, gwałtownie ogarnęła obsługę. Krzyś podarował go z premedytacją – gdyby coś się stało, miała do niego zadzwonić. Wpisał swój numer do książki adresowej.

– Mamo, wiem, iż to ty – uśmiechnął się. – Wszystko w porządku?

– Synku, jestem w szpitalu.

Przeszedł go zimny dreszcz.

– Co się stało? Serce? Ciśnienie? – pytał gorączkowo.

– Jutro mam operację. Przepuklina się zaogniła. Już nie mogę wytrzymać.

– Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? Mamo, przyjadę jutro, zabiorę cię do miasta. Tam lepsze szpitale, świetni chirurdzy. Proszę, odmów tej operacji – nalegał.

– Nie martw się. Pamiętasz doktora Janiszewskiego? On jest bardzo dobry…

– Mamo, posłuchaj, przyjadę rano – przerwał. – Nie zgadzaj się na operację do tego czasu. – Krzyczał, bo głos matki stawał się ledwo słyszalny.

– Nie martw się. Wszystko będzie dobrze, synku. Kocham cię… – W słuchawce rozległy się krótkie sygnały.

Krzyś spojrzał na telefon. Wyświetlacz pokazywał 23:42.

Ostatnie słowa matki brzmiały dziwnie, jakby z oddali. Nigdy nie dzwoniła tak późno. Coś było nie tak. Próbował dodzwonić się do niej, ale nikt nie odbierał.

Wstał od komputera i spojrzał przez okno. Od dwóch dni padał deszcz ze śniegiem. W normalnych warunkach do wsi jechało się pięć godzin, ale w taką pogodę – sześć. Trzeba było ruszać natychmiast, żeby zdążyć przed operacją.

Wyłączył komputer i zaczął się pakować. Wychodząc, przypomniał sobie o ładowarce. Wrócił, wziął ją i spojrzał w lustro. „Jak się czegoś zapomni i wróci, trzeba spojrzeć w lustro przed wyjściem” – przypomniały mu się słowa matki. Jego odbicie miało zmęczoną twarz i niespokojne oczy.

„Mama powiedziała, iż wszystko będzie dobrze. Nigdy mnie nie okłamała” – pomyślał i wyszedł.

W samochodzie zastanawiał się, czy zadzwonić do Jadwigi. Ale w wiosce ludzie kładli się spać wcześnie. Dlaczego ona nie zadzwoniła? Znów ogarnął go niepokój.

Ile razy namawiał matkę, żeby zamieszkała z nim. Miał duże mieszkanie, miejsce by się znalazło. Ale ona zawsze odmawiała.

– Synku, ty masz swoje życie. Nie będę ci zawadzać. Tu mi dobrze.

Och, mamo… Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? Zawsze bała się przeszkadzać.

Podczas tej rozmowy jej głos wydał mu się inny – stłumiony, jakby mówiła przez jakąś przeszkodę. A ostatnie słowa ledwo zrozumiał. Może myślała, iż obudziła go w nocy? Nigdy tak późno nie dzwoniła.

Przepuklina dokuczała jej od lat. Ale zawsze znajdowała wymówki, żeby nie iść do lekarza.

A on? Mieszkał niedaleko, miał samochód, ale zawsze „nie było czasu”.

Matka była dobra, ale potrafiła i skarcić. Pamiętał, jak wrócił nad ranem, gdy miał szesnaście lat. Czekała na niego. Spojrzała surowo.

– Po co się śpieszysz? Jak przyjdzie czas na małżeństwo, będziesz gotowy? Idź spać, nie chcę na ciebie patrzeć.

Następnego dnia go ignorowała. To było gorsze niż krzyk. Później opowiedziała mu swoją historię – jak zakochała się w wieku siedemnastu lat, jak jej ukochany uciekł, gdy zaszła w ciążę, a ojciec Krzyścia wziął na siebie odpowiedzialność.

Droga była pusta, monotonna. Kilka razy prawie zasnął. Włączył radio i śpiewał na całe gardło, żeby nie stracić czujności.

Szpital, stary budynek z cegły, kilka okien oświetlonych. Przyjęła go pielęgniarka.

– Do matki. Dzisiaj miała mieć operację. Nowak Helena Zofia.

Pielęgniarka popatrzyła na niego, po czym wprowadziła go do małego pomieszczenia. Po chwili wszedł lekarz. Krzyś go rozpoznał – doktor Janiszewski, który kiedyś leczył go w dzieciństwie.

– Panie doktorze…?

– Chodzi o to… – lekarz westchnął. – Pani Helena zmarła wczoraj.

– Jak? Operacja była na dziś! Dzwoniła, mówiła…

– Operowaliśmy wczoraj rano. Ale… było już za późno. Zmarła wieczorem.

Krzyś sięgnął po telefon. Nie było śladu połączenia. Czy mu się przyśniło?

Podczas gdy doktor wydawał dyspozycje, zadzwoniła Jadwiga. Nie odebrał.

– Mogę ją zobaczyć?

– Leży w kostnicy. Lepiej zajmij się pogrzebem.

Na zewnątrz niebo było szare, ale deszcz ustał. Wsiadł do samochodu i pojechał do wsi.

Jadwiga wybiegła mu na spotkanie, płacząc.

– Krzyś, wybacz mi! Ile razy namawiałam ją, żeby wezwała karetkę! Była uparta. Dopiero gdy już nie mogła chodzić, zgodziła się. Tadeusz zawiózł ją samochodem.

– Dzwoniła do mnie w nocy… – szepnął Krzyś.

– Jak to? Zostawiła swój telefon w szufladzie! – pokazała mu stary aparat.

Krzyś spojrzał na historię połączeń. Ostatnie było tydzień temu.

– To niemożliwe… – wyszeptała Jadwiga, żegnając się.

Zrozumiał wtedy, dlaczego ten głos wydał mu się taki dziwny.

W nocy przyśniła mu się matka. „Wszystko w porządku, synku. Cieszę się, iż przyjechałeś”.

Obudził się z krzykiem. Nie mógł już zasnąć.

Rano pojechał do szpitala. Matka leżała w trumnie spokojna, jakby śpiąca.

– Wygląda, jak żywa – szlochała Jadwiga.

Wieśniacy przyszli się pożegnać. Na cmentarz pojechało tylko kilku mężczyzn. Kobiety zostały, żeby przygotować stypę.

Przy stole wspominali matkę. Krzyś słuchał, zdziwiony, ile dobrego robiła dla innych. Nigdy mu o tym nie mówiła.

JadKiedy po latach Krzyś znów stanął przed domem rodzinnym, wiatr przyniósł mu znajomy zapach piernika i ciepły szept: „Wszystko będzie dobrze, synku.”

Idź do oryginalnego materiału