Po prostu pewnego dnia jej nie było. Zniknęła z naszego życia, jakby ktoś ją wyciął nożem z obrazu.
Zabrała tylko swoje rzeczy. Zniknął płaszcz z wieszaka, jej buty z przedpokoju, perfumy z łazienki.
Zostałem z trójką dzieci. Najstarszy miał wtedy dziewięć lat, środkowa pięć, najmłodsza jeszcze mówiła do mnie „tatu”.
Na początku kłamałem — iż mama wyjechała na kurs, iż zaraz wróci. Ale dzieci gwałtownie przestały pytać. Nie dlatego, iż przestały tęsknić. Tylko dlatego, iż przestały wierzyć.
Dowiedziałem się później, iż wyjechała za granicę. Z kimś młodszym. Bez pożegnania. Bez cienia wstydu.
Żyliśmy dalej. W połatanym rytmie dnia, między szkołą a obiadem, między płaczem a bajką na dobranoc. Pracowałem, robiłem zakupy, gotowałem, płaciłem rachunki.
Byłem zmęczony. Ale byłem.
Zawsze.
Mijały lata. Dzieci dorastały. Nie mówiły o niej. A ja nie miałem odwagi ich o nią pytać.
I wtedy — niespodziewanie — po dziewięciu latach zadzwonił dzwonek do drzwi.
Otworzyłem.
Stała tam ona. Wysiadająca z taksówki. Starsza. Cichsza. Jakby zdarta z poprzedniego życia.
– Czy mogę wejść? – zapytała.
Nie odpowiedziałem od razu. Za moimi plecami stali nasi synowie i córka. Patrzyli. Nie pytali. Tylko patrzyli.
Wpuściłem ją. Spała na kanapie. Rano zrobiła śniadanie, jakby nigdy nie wyjechała.
Dzieci nie odezwały się do niej przez pierwsze dni ani słowem.
Tylko najstarszy, gdy wychodził do szkoły, rzucił:
– Nie spóźnij się na kolejne lata.
Została.
Pomagała w domu. Zmywała, prała, gotowała. Czasem próbowała rozmawiać z dziećmi, ale one odpowiadały półsłówkami.
A ja?
Nie wiedziałem, kim ona teraz dla mnie jest.
Nie potrafiłem jej już nienawidzić. Ale kochać też nie.
Wieczorami siedzieliśmy w tej samej kuchni. Milczeliśmy. Niekiedy próbowała coś powiedzieć – iż się pogubiła, iż nie miała siły, iż się bała.
Słuchałem. Ale nie wiedziałem, co z tym zrobić.
Zbyt wiele się zmieniło. Zbyt wiele się we mnie zamknęło.
I może właśnie to było najgorsze – iż nie wróciła obca osoba, tylko ktoś, kto kiedyś był wszystkim, a teraz był tylko wspomnieniem. I cieniem.
Nie wyrzuciłem jej.
Ale też nie umiałem żyć obok niej tak, jakby nic się nie stało.
Bo życie poszło dalej. Tylko ona została w miejscu, z którego kiedyś uciekła.