Zakończenie związku, początek sukcesu zawodowego

polregion.pl 3 godzin temu

Zachód związku, wschód kariery

Cisza we dwoje

Odchodzę, Krzysiu. I nie próbuj mnie zatrzymywać Agnieszka ściskała w dłoni starą pędzlową szczotkę ze zniszczonym drewnianym trzonkiem, jakby to był talizman. Za jej plecami na sztalugach schnęło niedokończone płótno szkarłatny zachód słońca rozrywany ciemnymi pociągnięciami.

Odchodzisz? Dokąd? Do swoich farb i pędzli? Krzysztof wybuchnął śmiechem, ale w jego głosie brzmiała złość. Jesteś nikim beze mnie, Agnieszko. Nikim. Kto cię przyjmie z tym twoim bazgraniem?

Spojrzała na niego na człowieka, który kiedyś obiecywał jej gwiazdy, a teraz odbierał choćby światło. Jego twarz, jeszcze niedawno tak bliska, teraz wydawała się obca, wykrzywiona pogardą. Agnieszka wzięła głęboki oddech, czując, jak determinacja wypełnia jej żyły, i wyszła z domu, zatrzaskując drzwi. Wiatr poruszył jej włosy, a w piersi paliło się coś nowego wolność.

***

Poranek w ich małym miasteczku pachniał rosą, świeżo skoszoną trawą i dymem z sąsiedzkich pieców. Agnieszka obudziła się od śpiewu szpaków za oknem i machinalnie spojrzała na sztalugi w kącie sypialni. Puste płótno patrzyło na nią w milczeniu, jak stary przyjaciel, którego zdradziła. Dzisiaj Krzysztof obiecał zawieźć ją na wystawę do wojewódzkiego miasta, a ona uśmiechnęła się, przypominając sobie jego słowa sprzed dwóch lat.

Masz talent, Aga powiedział wtedy, obejmując ją w ich maleńkim wynajmowanym mieszkaniu. Światło z lampki biurkowej padało na jej szkice porozrzucane po stole. Pomogę ci pokazać to światu. Będziesz błyszczeć.

Wierzyła. Wierzyła, dopóki jego obietnice nie zaczęły rozpływać się w wyrzutach: Skończ z tym bazgraniem, Czas pomyśleć o rodzinie, Komu potrzebne są twoje obrazki?. Każde takie słowo zostawiało ślad, jak plama na czystym płótnie, i Agnieszka coraz częściej chowała pędzle do szuflady.

Dzień dobry, śpiochu Krzysztof wszedł do sypialni, już w idealnie wyprasowanej koszuli pachnącej drogą wodą kolońską. Śniadanie gotowe, szybko. Mama dzwoniła, czeka na nas na obiad.

A wystawa? Agnieszka usiadła na łóżku, poprawiając rozczochrane jasne włosy, których nie zdążyła zebrać w kok.

Jaka wystawa? zmarszczył brwi, zawiązując krawat. Aga, mamy mnóstwo spraw. Mama chce omówić remont w ich domu, a ja obiecałem wpaść do biura. Może innym razem?

Ale obiecałeś jej głos zadrżał, ale zamilkła, widząc, jak jego brwi łączą się w gniewną linię.

Agnieszka, nie zaczynaj. Mam dość twoich kaprysów rzucił i wyszedł, zostawiając za sobą woń wody kolońskiej.

Kiwnęła głową w myślach, połykając rozczarowanie. Tak było zawsze: innym razem, później, nie teraz. Jej marzenia rozpływały się w jego planach jak akwarela pod deszczem. Wstała, narzuciła stary sweter i poszła do kuchni, gdzie na stole stygła już kawa i tosty przygotowane przez Krzysztofa. choćby jego troska wydawała się teraz mechaniczna, jak obowiązek, który wypełniał bez duszy.

***

Agnieszka dorastała w domu, gdzie sztukę uważano za stratę czasu. Ich drewniany dom na obrzeżach miasteczka skrzypiał podłogą i pachniał wilgocią. Matka, zmęczona zmianami w lokalnej fabryce odzieżowej, powtarzała: Rysunkami się nie najeAgnieszka wzięła pędzel w dłoń i zaczęła malować swój pierwszy prawdziwy obraz, wiedząc, iż to dopiero początek jej nowej drogi.

Idź do oryginalnego materiału