**Dziennik Wandy Nowak**
Obudziłam się powoli, z przenikliwym bólem głowy, który nie ustępował, a głębokie wyczerpanie owładnęło mną całkowicie. Dzieci, zwykle hałaśliwe, tym razem zamknęły drzwi bezszelestnie, jakby pragnęły pozostać niezauważone. Z pozycji, w której leżałam, podpierając się na łokciach, wyjrzałam przez okno i ujrzałam, jak Kacper i Kamila niemal wbiegają w głąb lasu. Gdy tylko ich sylwetki rozpłynęły się wśród drzew, w mojej piersi narastać zaczął gniotący lęk.
— Kamileczko! Kacperku! Nie odchodźcie! — próbowałam zawołać, ale mój głos ledwo był słyszalnym szeptem.
Bez odpowiedzi. Ich postacie zniknęły w gęstwinie, a popołudniowa cisza zdawała się wchłaniać jakikolwiek ślad ich obecności. Łzy potoczyły się z moich oczu, spływając po zmarszczonych policzkach niczym nieustanny strumień.
Jak doszło do tego wszystkiego? W jaki sposób pozwoliłam, by mój własny syn mnie zdradził? Te pytania nieustannie odbijały się w mej głowie, gdy ciemność chwili mnie owijała. Zamknęłam oczy na chwilę, by z trudem złapać oddech, ale gdy ponownie je otworzyłam, żadna odpowiedź nie przyniosła ulgi.
Całe moje życie upłynęło pod znakiem nieustannych przeszkód. Kacper, mój syn, zawsze był niespokojny, kapryśny, szukający czegoś nieuchwytnego. Po latach tułaczki i podejmowania się różnych, krótkich prac, wrócił do rodzinnego domu, przyprowadzając swoją żonę, Kamilę. Nie przywiózł jednak ze sobą majątku, tylko puste obietnice i nadzieję, która gwałtownie się rozwiała.
Od narodzin Wojtka, mojego wnuka, który mieszkał ze mną, był on moją największą radością, głębokim sensem, który karmił mojego ducha. W trudnych warunkach otoczyłam go bezwarunkową miłością, wypracowując każdy oszczędzony złoty. Razem ze zmarłym mężem zbudowaliśmy ten dom, pełni nadziei na lepszą przyszłość dla naszej rodziny.
Ale pewnego dnia spokój ten prysł, gdy Kacper odkrył sumę, którą przez lata udało mi się uzbierać. Jego zachowanie zmieniło się radykalnie: obudziła się w nim żądza, natarczywie żądał pieniędzy na „inwestycje”, całkowicie lekceważąc wartości ciężkiej pracy i wysiłku, które w niego wpoiłam.
— Musisz mi dać te pieniądze! — nalegał Kacper, kiedy ja, wyczerpana jego ciągłymi roszczeniami, odmawiałam stanowczo.
«Rozmowa, która zaczęła się o pieniądzach, gwałtownie zamieniła się w konflikt pełen goryczy i oskarżeń.»
Wymiana zdań skończyła się ostrym kłótnią. Gniew Kacpra narastał, jego słowa stały się raniące, oskarżając mnie o samolubstwo i skąpstwo. W rzeczywistości jednak pragnął nie tylko pieniędzy, ale także władzy i kontroli nade mną i moim życiem.
Gdy Wojtek wrócił ze szkoły i zobaczył kłótnię, stanął z determinacją w obronie, wypędzając ojca z pokoju i uspokajając mnie odrobiną melisy. Choć uśmiechnęłam się słabo, w głębi duszy wiedziałam, iż kilka już mogę poradzić. Wojtek niedługo miał wyjechać na studia do innego miasta, obiecując wrócić po ich ukończeniu.
Z upływem dni, mimo ciągłych telefonów od Wojtka, wyczuwałam, iż coś w moim świecie zmieniło się nieodwracalnie. Siły do dalszej walki już nie miałam. Mój własny syn, Kacper, zdradził mnie, powodowany chciwością.
Teraz oto, uwięziona w chłodnych ciemnościach lasu, ogarnia mnie ponure przeczucie. Jak to się stało? Czy tylko dla pieniędzy? Przez lata dawałam wszystko dla rodziny, a na koniec zostałam zdradzona przez tego, kogo kochałam najbardziej.