**Zapłata**
„Marleno, ty żyjesz tak intensywnie, iż można by o tobie film nakręcić” – mówiła Agata swojej przyjaciółce i współpracownicy, a ta tylko się śmiała w odpowiedzi:
„No tak, życie mi się gotuje, tylko nie wiem, jaki będzie finał tego filmu… Ale coś wymyślę. Czas wyjść za mąż, już mam dwadzieścia osiem lat. Będę więc pracować nad tym wytrwale.”
„Oj, Marleno, nie rozśmieszaj mnie. Myślę, iż wcale nie chcesz za mąż – i tak ci dobrze, a tam odpowiedzialność i tylko jeden mężczyzna” – ciągnęła Agata.
„A kto ci powiedział, iż tylko jeden? Ty tak żyjesz ze swoim Krzysztofem, a u mnie będzie inaczej.”
„Co ty wygadujesz?” – oburzyła się przyjaciółka. „Jak można być zamężną i marzyć o innych? Ja tego zupełnie nie rozumiem.”
„No to ty, a to ja” – uśmiechnęła się Marlena swoim uwodzicielskim uśmiechem.
Była prawdziwą pięknością – smukła, z idealną figurą i tajemniczym spojrzeniem. Mężczyźni często się za nią oglądali. Marlena należała do tych kobiet, które nigdy nie przepuszczą okazji. Żyła według zasady: „dają – bierz, biją – oddaj”. Cokolwiek robiła, zawsze wychodziło jej to lepiej i szybciej niż innym. Do biura przyszła później niż Agata, a już ją wyprzedziła na drabinie kariery – teraz przyjaciółka była jej podwładną.
W firmie nie brakowało mężczyzn. Marlena podobała się wszystkim, choćby żonatym, ale postanowiła:
„Mam cel – wyjść za mąż, więc żonatych odsuwam na bok, choć trafiają się naprawdę niezłe okazy!” Wśród kandydatów miała trzech kolegów z pracy. Tylko którego wybrać?
Radziła się choćby przyjaciółki, ale ta wybrała bezpieczną drogę:
„Marlenko, nie gniewaj się, ale tu nie będę ci doradzać. Zastanów się sama i wybierz. Bo jeżeli coś pójdzie nie tak, to będę winna.”
Marlena nie wróżyła z płatków rumianku. Przeanalizowała sprawę poważnie – który z trzech kandydatów ma najlepsze perspektywy. Doszła do wniosku, iż Bartek jest najpewniejszy: przystojny, zaradny, dobrze zarabia, a przede wszystkim – we wszystkim słuchał jej rad.
Bartek gwałtownie wyczuł, iż Marlena zaczęła się do niego cieplej odnosić. I tak to widział, ale na drodze stali jeszcze Mateusz i Paweł. Oni też bardzo jej się podobali, a ona z nimi flirtowała, co go denerwowało.
„Widocznie Marlena zrozumiała, iż jestem dla niej najlepszą opcją” – cieszył się Bartek. „Nie można przegapić momentu – trzeba się oświadczyć.”
Tak też zrobił. Podczas jednego ze spotkań wręczył Marlenie ogromny bukiet i małe pudełeczko z pierścionkiem.
„Marlenko, wyjdź za mnie. Długo nad tym myślałem i wiem, iż będziesz wspaniałą żoną. Chcę każdego ranka budzić się obok ciebie.”
„Zgadzam się, Bartku. Choć nie spodziewałam się, iż tak gwałtownie się oświadczysz. Ale znamy się dobrze – więc tak.”
Pierwszy czas mieszkali w małym mieszkaniu Marleny. W końcu mąż zaproponował:
„Sprzedajmy to mieszkanie i wybudujmy dom. jeżeli trzeba, weźmiemy kredyt. Zarabiamy przyzwoicie, więc damy radę.”
„Ale gdzie będziemy mieszkać w międzyczasie? Wynajmować?” – zapytała żona.
„Nie, po co? Mój ojciec od trzech lat mieszka sam po śmierci mamy. Ma duże mieszkanie, miejsca starczy dla wszystkich. Na pewno się zgodzi. No więc – decyzja?” – Marlena przytaknęła.
Prace na kupionej działce ruszyły pełną parą, mieszkanie sprzedali szybko. Przeprowadzili się do ojca. Henryk bardzo się ucieszył. Marlena i teść zawsze mieli dobre relacje, choć widywali się rzadko – ale kontakt był ciepły.
Henryk, ojciec Bartka, po śmierci żony żył sam. Mężczyzna w wieku pięćdziesięciu trzech lat prezentował się znakomicie – trudno było nazwać go starym, a choćby „starszym” jeszcze mu nie pasowało. Po pierwszym spotkaniu Marlena powiedziała:
„Twój ojciec przypomina mi tego aktora, który reklamuje telefony” – a Bartek wybuchnął śmiechem i przyznał jej rację.
Henryk był wysoki i umięśniony, dwa razy w tygodniu chodził na siłownię, miał zadbaną brodę i głęboki głos. Kręciły się wokół niego kobiety, ale nie zamierzał się ponownie żenić.
Oczywiście, cieszył się, iż syn z synową zamieszkali z nim – wreszcie nie było tak samotnie. Czas płynął spokojnie. Tylko Bartek niemal cały wolny czas spędzał na budowie, doglądając wszystkiego, a żona widywała go coraz rzadziej. Za to teścia – coraz częściej.
I wtedy Marlena zrozumiała, iż Henryk patrzy na nią w szczególny sposób. Na początku myślała, iż jej się wydaje. Ale nie. Teść obejmował ją, mówił komplementy, uśmiechał się czule.
„No proszę” – przemknęła jej myśl. „Teść nie spuszcza ze mnie wzroku. A w sumie… bardzo przyjemny mężczyzna. Można by coś z tego mieć” – kalkulowała.
Kiedy Henryk znów ją przytulił, nie opierała się – i sama nie zauważyła, gdy zbliżyli się do siebie. Żadne z nich choćby nie zadało sobie pytania:
„Czy postępuję adekwatnie?”
Co więcej, nie męczyły ich wyrzuty sumienia. Dla nich to było oczywiste – no śpią razem, no i co? Dlaczego nie? Bartek ciągle był na budowie, czasem choćby zostawał tam na noc, zwłaszcza w weekendy, bo chciał jak najszybciej skończyć dom. Czasem wracał tak zmęczony, iż ledwo się wlókł. A Marlenie brakowało męskiego ramienia.
Tak trwało, aż w pewnym momencie zrozumiała, iż jest w ciąży. Powiedziała teściowi:
„Nie mam wątpliwości, iż to twoje dziecko. Tak się zdarza – wiesz przecież, iż od tego rodzą się dzieci” – uśmiechała się.
„Cieszę się, Marleno, naprawdę!”
Ale Bartek nie był zachwycony. Ciąża żony nie była w jego planach – najpierw dom. Choć na twarzy wymusił uśmiech.
„Bartek, nie martw się, pomogę z dzieckiem. Co ja mam robić, jeżeli nie zajmować się wnukiem?” – powiedział ojciec, klepiąc syna po ramieniu. Bartkowi nie pozostało nic innego, jak się zgodzić.
Ciąża Marleny przebiegała ciężko, ale znosiła to cierpliwie – dziecko było upragnione, a wiek już ją gonił, w końcu przekroczyła trzydziestkę. Na wizyty do lekar