**Spotkanie przyjaciół**
W drugiej klasie Miś poszedł do innej szkoły, w innej wsi. Słyszał, jak ojciec mówił do matki:
— Weroniko, list przyszedł od Iwana, mojego kolegi z wojska. Pamiętasz, jak mnie nosił na plecach, gdy złamałem nogę na ćwiczeniach?
— No i co dalej? — spytała żona, Helena, a ten milczał, jakby chciał cięcie przedłużyć. — Grzesiu, dlaczego milczysz? Co dalej?
— A dalej ten sam Iwan proponuje, żebyśmy się do nich przenieśli. Pisze, iż im się dobrze wiedzie. Ja jestem mechanikiem, a oni potrzebują fachowców, a ty weterynarz, więc i dla ciebie praca będzie. Nasz przewodniczący nie dba o kołchoz, wszystko się sypie, tylko pije.
— Może i lepiej. Ja też mam dość z nim kłótni — zgodziła się Helena.
Przenieśli się. W drugiej klasie Misia posadzono w ławce z Krzysiem, tęgim chłopakiem z piegami na nosie. Zaprzyjaźnili się od razu. Przed nimi w drugiej ławce siedziała Zosia, jasnowłosa, z loczkami na czole, a długie włosy splecione w warkocz. Była sąsiadką Krzysia, więc razem chodzili do szkoły. Krzyś zawsze jej bronił i poważnie mówił do Misia:
— Zosia będzie moją żoną, jak dorośniemy — a przyjaciel się śmiał. — To jeszcze długo.
Ale po lekcjach Krzyś zabierał Zosi tornister i szli we trojkę do domu — Misiowi było po drodze. Podobało mu się w tej wsi. gwałtownie zżył się z chłopakami, po szkole odrabiał lekcje i biegł na dwór. Znikali gdzieś z wiejską gromadą, biegali po polach i wymyślali głupstwa.
Minęły trzy lata. Ale stało się nieszczęście — zachorowała matka Misia i po jakimś czasie zmarła. Chłopak płakał z żalu, chował się w kąt.
— Jak teraz bez mamy? — myślał i cierpiał.
Helenę pochowano. Został Grzegorz z synem. Bez matki ciężko było — tata gotował niedobre zupy, ledwo co umiał. Lekcji nie sprawdzał, cały dzień w pracy, a wieczorem ledwo żywy.
Po pół roku Grzegorz przyprowadził do domu nową żonę z sąsiedniej wioski.
— Synku, to Zosia. Teraz będzie z nami mieszkać, moja żona. Masz jej słuchać — powiedział ojciec, głaszcząc syna po głowie.
Zosia nie podobała się chłopakowi. choćby Krzyś z Zosią żałowali go.
— Moja mama mówi, iż twoja macocha jest zła — wyrwała się Zosia. — Podsłuchałam, jak gadała z sąsiadką. Mówiły, iż nikt w tamtej wiosce nie chciał jej za żonę, ale twój tata dał się omamić.
— Oj, Zosiu, może nieprawda — bronił Zosi Krzyś, ale Miś już wiedział, iż nigdy jej nie pokocha.
— No, zobaczymy — odpowiedział Miś po dorosłymMinęły lata, ale Miś zawsze pamiętał tę istotną lekcję – iż rodziny nie wybiera się, ale miłość można znaleźć tam, gdzie się jej najmniej spodziewasz.