Czy znowu ryż z jajkiem, mamo? Ta bieda jest nie do zniesienia!

newsempire24.com 1 tydzień temu

— Znowu ziemniaki z jajkiem, mamo? Już nie mogę patrzeć na to biedactwo! — warknął ze złością.

Matka wzdrygnęła się. Z jej drżących palców wypadła łyżka. Spuściła wzrok, by ukryć rumieniec wstydu.

— To wszystko, co mamy, synku… — wyszeptała ledwo słyszalnie.
Chłopak z hukiem postawił talerz na stole. Kartofle rozsypały się po podłodze.
Kilka grudek przywarło do policzka matki.

— To sobie to zjedz, tę obrzydliwość! — krzyknął i odwrócił się plecami.

Nie odpowiedziała.
Uklękła, drżąc, i zaczęła zbierać kawałki ziemniaków z podłogi — po jednym.
Jakby ratowała to, co pozostało… z jedzenia i godności.

Potem poszła do swojego pokoju.
Uklękła przy łóżku, jak to robiła każdego wieczoru.

I pomodliła się. Za niego.
Ale syn już nie czuł jej miłości.
Nie widział w niej żadnej wartości.

Kilka dni później ogłosił:
— Wyjeżdżam. Mam dość życia dziada. Jadę do Warszawy, chcę czegoś więcej.

Nie zatrzymywała go. Nie płakała.

Ale ze złamanym sercem ścisnęła jego dłoń i powiedziała:
— Obiecaj mi tylko jedno: odbieraj moje telefony. Błagam cię, synku… błagam.

Westchnął, zirytowany.

Wtedy dodała, głosem pełnym łez:
— Jestem zmęczona… Czuję, iż mój czas mija.

W dniu, kiedy przestanę do ciebie dzwonić… to będzie znaczyło, iż mnie już nie ma.
Wyrwał rękę z jej uścisku — i wyszedł.
Nawet się nie pożegnał porządnie.

Warszawa nie była taka, jak sobie wymarzył.
Pracował, gdzie popadło: nosił pudła, pilnował klubów, mieszał zaprawę na budowach.

Zjeść coś — już luksus. Pieniądze — jeszcze większy.
Ale każdego dnia… dzwonił telefon.

— Cześć, synku… jak tam?
— Zajęty, mamo. Pa.

I rzucał słuchawkę. Coraz brutalniej. Coraz bardziej obojętnie.
Aż pewnego dnia… telefon w ogóle nie zadzwonił.
I ta cisza… była głośniejsza niż wszelkie słowa.
Cały dzień wpatrywał się w ekran.

Nadszedł wieczór. I pomyślał:
“Ona nie żyje.”
Nie płakał.

Nawet nie próbował oddzwonić.
Co tam — choćby na pogrzeb nie zamierzał jechać.

Nie miał pieniędzy. Ale choćby gdyby miał — nie pojechałby.

Minęły dni. Wiedział: matka odeszła.

Zmęczony biedą, zgodził się na jedną propozycję:
— Robota prosta. Tylko prowadź auto — powiedział znajomy.

Samochód był wypchany narkotykami. Wiedział o tym.
Ale chciał szybkiej forsy.

Tamtego wieczoru wsiadł za kierownicę, poprawił lusterko, złapał za kierownicę…
I telefon zadzwonił.

Nieznany numer.
Odebrał.

— Synku… błagam, nie rób tego. Nie jedź.
Wróć. Teraz. Błagam cię.

Głos… to był jej.
Serce zabiło mu jak młot.

— Mamo!? Żyjesz!?
— Posłuchaj mnie. Wróć do domu. I uważaj na siebie.

I odłożyła słuchawkę.
Spróbował oddzwonić.

Ale automatyczna odpowiedź ścisnęła mu gardło:
“Numer nie istnieje.”

Wysiadł z auta. Cały był mokry od potu. Nie mógł złapać tchu.
Sprzedał, co się dało. Parę ubrań, buty.

Stanął z budką na ulicy. Uzbierał trochę grosza — starczyło na powrót.

Kiedy przyjechał, było cicho.
Sąsiedzi patrzyli na niego ze smutkiem.

— Twoja matka odeszła miesiąc temu…

Runął na chodnik.

— Niemożliwe… dzwoniła do mnie wczoraj!
— Nie może być. Już dawno jej nie ma, synu.

Wszedł do domu.
W powietrzu wciąż unosił się jej zapach.
Cisza była nie do zniesienia.

W pokoju, przy łóżku — dwie dziury w podłodze od kolan.
Tam, gdzie klęczała co noc… i modliła się za niego.

W kącie — kartka z wypisanymi modlitwami.
Jego imię — na pierwszym miejscu. Codziennie.
Od dnia, gdy wyjechał… aż do ostatniego.
Uklęknął.

Płakał. Łkał. Bez tchu.
Pobiegł do kuchni, umył twarz… i zobaczył.
Zwinięty kartkę na stole.
To nie był list.

To była modlitwa. Wypisana jej ręką:
“Panie, czuję, iż odchodzę.
A jeżeli umrę, nie będę już mogła modlić się za mojego syna.
Więc… oddaję go Tobie.

Jeśli kiedykolwiek będzie w niebezpieczeństwie, błagam… ostrzeż go.
Zadzwoń pod ten numer.”
A na dole… był jego numer telefonu.
W tej samej chwili telefon zawibrował.

Powiadomienie:
“Samochód ostrzelany. Kierowca nie żyje. Ładunek zniknął.”
Na zdjęciu — to samo auto, którym miał jechać tamtej nocy.

Padł na kolana.
I zrozumiał.
Ten telefon… przyszedł z nieba.

Bóg usłyszał ostatnią modlitwę matki.
I uratował syna, który nie potrafił kochać.

Jeśli twoja mama jeszcze do ciebie dzwoni — odbieraj.
Póki nie jest za późno.

Idź do oryginalnego materiału