Gdy jedno czeka, drugie szuka wolności.

twojacena.pl 2 godzin temu

Gdy Kasia płaciła za zakupy, Tomek stał z boku. Kiedy zaczęła wkładać je do reklamówek, w ogóle wyszedł na zewnątrz. Kasia opuściła sklep i podeszła do Tomka, który w tym czasie palił papierosa.

— Tomku, weź te torby — poprosiła Kasia, podając mężowi dwie ciężkie reklamówki z zakupami.

Tomek spojrzał na nią, jakby kazała mu zrobić coś nielegalne, i z niedowierzaniem zapytał:
— A ty co?

Kasia zamarła, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Co znaczyło to „a ty co”? I po co było to pytanie? Normalnie mężczyzna zawsze pomaga fizycznie. I jakoś to nie w porządku, gdy kobieta dźwiga ciężkie siaty, a mężczyzna obok sobie lekkie krokiem.

— Tomku, one są ciężkie — odparła Kasia.
— No i? — dalej stawiał opór Tomek.

Widział, iż Kasia zaczyna się złościć, ale z zasady nie chciał nieść toreb. gwałtownie ruszył przed siebie, wiedząc, iż nie zdąży za nim. „Co to ma znaczyć, «weź torby»? Jestem sługusem? Podrzędnym pomocnikiem? Jestem mężczyzną! Sam decyduję, czy je nosić, czy nie! Niech sama dźwiga, niech się nie przemęczy!” — myślał Tomek. Miał dziś taki nastrój — chciał żonę przycisnąć.

— Tomku, dokąd idziesz? Zabierz torby! — krzyknęła za nim Kasia, niemal płacząc.

Torby naprawdę były ciężkie. Tomek o tym wiedział, bo sam wrzucał te produkty do koszyka. Do domu było niedaleko, z pięć minut pieszo. Ale gdy niesiesz ciężkie reklamówki, droga zdaje się nie mieć końca.

Kasia szła do domu, ledwie powstrzymując łzy. Miała nadzieję, iż Tomek tylko żartował i zaraz po nią wróci. Ale nie — widziała, jak oddala się coraz bardziej. Chciała rzucić te torby, ale w jakimś odrętwieniu ciągle je niosła. Dotarłszy do klatki, usiadła na ławce, nie mając siły iść dalej. Chciało jej się płakać z urazy i zmęczenia, ale powstrzymywała łzy — na ulicy nie wypada, wstyd. Ale nie potrafiła też „przełknąć” tej sytuacji – nie tylko ją uraził, ale upokorzył takim zachowaniem. A przecież przed ślubem był taki uważny… I niechby nie rozumiał, ale on rozumie! I celowo tak postąpił.

— Witaj, Kasiu! — głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
— Dzień dobry, babciu Marysiu — odpowiedziała Kasia.

Babcia Marysia, czyli Maria Kowalska, mieszkała piętro niżej i przyjaźniła się z babcią Kasi, dopóki ta żyła. Kasia znała ją od dziecka i zawsze traktowała jak drugą babcię. A po śmierci babci, gdy Kasia zderzyła się z codziennymi trudnościami, zawsze jej pomagała. Nie miała już nikogo — matka mieszkała w innym mieście z nowym mężem i dziećmi, a ojca nie pamiętała. Dlatego babcia była jedyną bliską osobą. A teraz została babcia Marysia. Kasia bez wahania postanowiła oddać jej wszystkie zakupy. Niech nie dźwigała ich na próżno. Emerytura Marii Kowalskiej była niewielka, więc Kasia często ją rozpieszczała smakołykami.

— Chodźmy, babciu, odprowadzę was do domu — powiedziała Kasia, znów biorąc te ciężkie torby.

W mieszkaniu babci Marysi zostawiła zakupy, mówiąc, iż to wszystko dla niej. Gdy zobaczyła w torbie szproty, wątróbkę, konserwowane brzoskwinie i inne przysmaki, których nie mogła sobie pozwolić, babcia tak się wzruszyła, iż Kasi zrobiło się głupio, iż tak rzadko ją częstuje. Pożegnały się czule, a Kasia wróciła do siebie. Ledwie przekroczyła próg, mąż wyszedł z kuchni, już coś przeżuwając.

— A gdzie torby? — spytał Tomek, jakby nigdy nic.
— Jakie torby? — odpowiedziała mu tym samym tonem Kasia. — Te, które mi pomogłeś zanieść?
— No weź, nie przesadzaj! — próbował żartować. — Co, obraziłaś się?
— Nie — spokojnie odparła. — Wyciągnęłam wnioski.

Tomek zaniepokoił się. Spodziewał się krzyku, awantury, łez i pretensji, a tu taka cisza, iż sam zaczął się denerwować.
— I jakie to wnioski?
— Nie mam męża — westchnęła. — Myślałam, iż wyszłam za mąż, a okazało się, iż poślubiłam głupka.
— Nie rozumiem — Tomek udawał głęboko urażonego.
— Co tu nie rozumieć? — spytała Kasia, patrząc mu prosto w oczy. — Chcę, by mój mąż był mężczyzną. A tobie, widzę, też marzy się, by żona była mężczyzną — po chwili dodała: — Więc ty też potrzebujesz męża.

Twarz Tomka zrobiła się czerwona ze złości, zaciął pięści. Ale Kasia tego nie widziała — poszła do pokoju pakować jego rzeczy.

Tomek bronił się do końca. Nie chciał odejść. Naprawdę nie pojął, jak przez taką głupotę można rozwalić rodzinę:
— Przecież było dobrze, no pomyśl, sam zaniosłaś zakupy. Co w tym złego? — protestował, gdy ona niedbale wrzucała jego rzeczy do torby.
— Swoją torbę, mam nadzieję, sam zaniesiesz — odrzekła twardo Kasia, choćby go nie słuchając.

Kasia dobrze wiedziała, iż to był tylko pierwszy dzwonek. Gdyby teraz „przełknęła” tę sytuację, z każdym kolejnym razem byłoby gorzej. Dlatego nie pozwoliła niczemu więcej się zdarzyć… i pokazała mu drzwi.

**Lekcja na dziś:** Gdy ktoś pokazuje, iż nie szanuje cię w drobnych rzeczach, nie szanuje cię wcale. I nie ma już powrotu do tego, co było.

Idź do oryginalnego materiału