Matka gwałtownie przejrzała teściową i ostudziła jej ambicje

newsempire24.com 3 tygodni temu

Mama od razu przejrzała zamiary teściowej i poskromiła jej ambicje.

Być czyimś dłużnikiem to ciężkie brzemię, ale sto razy gorsze, gdy wierzyciel bez przerwy wpycha ci w twarz swoje „wspaniałomyślne gesty”, żądając wiecznej wdzięczności. Ja, Kasia, i mój mąż, Marek, zawsze staraliśmy się żyć na własny rachunek, nie wchodząc w długi. Ale jego matka, Elżbieta Januszewska, narzucała nam swoją pomoc tylko po to, by później bez końca przypominać, jak to nas „uratowała”. Te przypomnienia milkły tylko wtedy, gdy znowu „pożyczała” nam pieniądze. choćby gdy Marek brał od niej pieniądze i oddawał je w terminie, zawsze znajdowała powód, by się pochwalić: „Widzicie, nie musieliście się zadłużać w banku z ich lichwiarskimi odsetkami, bo mama was wyciągnęła!” Mieszkamy w małym miasteczku pod Gdańskiem, a ta gra w „dobrodziejkę” zatruwała nam życie.

Gdy przyszło do kupna mieszkania, stanowczo odmówiłam pomocy teściowej. Szansa pojawiła się po śmierci mojej babci. Zostawiła mamie mieszkanie, mama je sprzedała i podzieliła pieniądze między mnie i siostrę. To było prawie połowa potrzebnej sumy. Ale Elżbieta Januszewska natychmiast oznajmiła, iż dołoży brakującą część – pod warunkiem, iż mieszkanie będzie na nią. Oniemiałam: „Dlaczego na panią?” – zapytałam. „A na kogo? Przecież to moje pieniądze!” – odparła szorstko. Nie wytrzymałam: „Moja mama też dała pieniądze. Może będziecie współwłaścicielkami?” Teściowa zaczerwieniła się ze złości: „Co, żartujesz sobie?” – „Nie” – odpowiedziałam. – „Kupimy mieszkanie i wpiszemy na nas. Pani pieniędzy nie potrzebujemy. Kredyt hipoteczny nie jest tak straszny, żeby stawać się pani wiecznym dłużnikiem.”

Wtedy już nie milczałam jak dawniej i nauczyłam się odpierać jej zaczepki jej własnym stylem. To ją wściekało, więc narzekała przed rodziną, iż synowa „całkiem się rozpuściła”. Mimo to wcisnęła Markowi pieniądze, ignorując nasze protesty. Wrócił do domu zmieszany: „Przepraszam, wziąłem od mamy forsy. Zaczęła mnie męczyć twoją ‘nieustępliwością’ i gadaniem o kredycie.” Westchnęłam tylko: „Dobrze, będziemy się kłaniać i dziękować.” Ale nie miałam pojęcia, co nas czeka.

Po wpłaceniu swojej części teściowa uznała się za panią sytuacji. Dyktowała, jakie tapety wybrać, jakie meble kupić, gdzie postawić kanapę. „Wannę musicie wymienić, przywiozę nową. Dla babci wygodniejsza, no i dzieci wam się urodzą, gdzie je kąpać będziecie?” – rozkazywała. Broniliśmy się przed jej „radami”, ale to była walka z wiatrakami. Gdy mieszkanie było już urządzone, zażądała kluczy „na wszelki wypadek”. Czułam, jak we mnie wrze, ale zgodziłam się, by uniknąć awantury. To był mój błąd.

Pierwszej niedzieli obudził mnie dziwny hałas w kuchni. Półprzytomna, w samej koszulce, poszłam sprawdzić i zamarłam: Elżbieta Januszewska przekładała naczynia w szafkach. „Co pani tu robi?” – wycedziłam. Zamiast odpowiedzi wrzasnęła: „Bezwstydnica! Nie wstydzisz się chodzić półnago?” Mój gniew eksplodował: „A dlaczego miałabym się wstydzić? To mój dom! Mogę chodzić, jak mi się podoba! A pani co tu zapomniała?” – „Twój dom?” – syknęła. – „A kto za niego zapłacił?” Nie wytrzymałam: „Nie pani! Kuchnię opłaciła moja mama. Pani pieniądze poszły na łazienkę i WC, więc niech pani tam rządzi!” Marek, zbudzony krzykami, złapał się za głowę i uciekł do sypialni, zostawiając nas same.

Zrozumiałam, iż sama nie dam rady, i wezwałam posiłki – moją mamę, Annę Kowalską. Zamknęłam się w łazience i szeptem wyjaśniłam sytuację. Po pół godzinie zadzwonił dzwonek. Teściowa, jak gdyby nigdy nic, otworzyła: „Ojej, Aniu, z torbami? Jaka niespodzianka!” Mama od razu przeszła do ataku: „Nudno mi samotnej, postanowiłam pobyć u dzieci parę tygodni. Przecież też dałam na mieszkanie, mam prawo. A pani co tu robi?” Teściowa zbiła się z tropu: „Ja… tylko przyszłam sprawdzić.” – „Co sprawdzić?” – nie odpuszczała mama. – „Kabinkę, którą pani chce usunąć? Swoją drogą, podoba mi się. A pani wanna pewnie jeszcze z PRL-u. Podzielmy się: pani zostaje ze starą wanną, ja biorę kabinę z hydromasażem!”

Mama nie pozwoliła teściowej dojść do słowa, a ta gwałtownie zrozumiała, iż ma do czynienia z równorzędnym przeciwnikiem. Zaczęła się wycofywać: „No, swachna, po co się kłócić? Chodźmy lepiej do kawiarni na rogu, napijemy się kawy i pogadamy spokojnie.” Wyszły, a my z Markiem, przeżegnawszy się, w końcu rozpoczęliśmy dzień. Nie wiem, o czym mama rozmawiała z teściową, ale od tamtej pory Elżbieta Januszewska zaprzestała najazdów. Nie pojawia się bez zapowiedzi, nie narzuca „dobrych rad” i rozmawia ze mną uprzejmie, widząc, iż moja mama nie pozwoli mi krzywdy zrobić.

Moje serce cieszy się z tej małej wygranej, ale niepokój nie mija. Teściowa ukrywa urazę i czuję, iż tylko czeka na moment, by przypomnieć o swoim „wspaniałomyślnym geście”. Ale teraz wiem jedno: moja mama to moja twierdza. Jedną rozmową postawiła teściową w miejscu, broniąc naszego domu i prawa do życia po swojemu. Dziękuję jej za to, choć głęboko w sercu obawiam się, iż Elżbieta Januszewska jeszcze spróbuje odzyskać kontrolę. Ale jestem gotowa – z mamą za plecami nie dam się.

Idź do oryginalnego materiału