**Córeczka Zawsze Wraca do Domu o 1:00 w Nocy ze SzkołyA Jej Cień Nie Podąża Za Nią**
**Odcinek 1**
Są rzeczy, które zauważasz dopiero, gdy patrzysz zbyt uważnie albo gdy coś uparcie odmawia spojrzenia w twoją stronę. W moim przypadku wszystko zaczęło się od tego, czego nie zobaczyłam.
Cień.
Cień mojej córki.
Zniknął.
I od tamtej pory nie wrócił.
Ma na imię Weronika. Ma dwanaście lat. Uwielbia truskawki, matematykę i tańczyć przed popękanym lustrem w łazience, powtarzając układy z TikToka. Przez pierwsze dwanaście lat życia Weronika była ucieleśnieniem euforii rozczochrane warkoczyki, brudne skarpetki, zawsze nucąca jakąś fałszywą piosenkę.
Aż do trzech tygodni temu.
Właśnie wtedy zaczęła wracać do domu o pierwszej w nocy.
Pierwszego wieczoru omal nie zemdlałam, gdy o tak późnej porze zaskrzypiały drzwi wejściowe. Zasnęłam na kanapie, czekając na nią po zajęciach dodatkowych. Powinna była wrócić najpóźniej o osiemnastej trzydzieści. Kiedy wybiła dwudziesta druga, zadzwoniłam do szkoły, do jej koleżanek, do korepetytorki nikt jej nie widział.
A potem, o pierwszej, weszła do domu.
Spokojna. Zbyt spokojna.
Zerwałam się na równe nogi.
Weronika! Gdzie byłaś? Byłam
Ale ona tylko powoli uniosła dłoń i powiedziała:
Nie martw się, wróciłam cała.
To było wszystko.
Łez nie było.
Przeprosin też.
Ani śladu strachu.
Poszła prosto do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
Stałam jeszcze długo, wpatrując się w podłogę. Coś było nie tak. Powietrze, które wniosła ze sobą, było lodowate, jakby wyszła z zamrażarki. Światło w przedpokoju zamrugało raz i wróciło do normy. Powiedziałam sobie, iż przesadzam. Dzieci w jej wieku bywają dziwne, prawda?
Błąd.
Następnej nocy powtórzyło się to samo. Nie wróciła aż do pierwszej. I znów weszła, jakby żyła w innej strefie czasowej, bez wyjaśnień. Te same słowa. Ten sam ton.
Ale tym razem to zauważyłam.
Minęła lampę w przedpokoju a jej cień nie zrobił tego samego.
Po prostu go nie było.
Żadnego zarysu.
Żadnego kształtu.
Nic.
Myślałam, iż majaczę. Zapaliłam wszystkie światła w domu i kazałam jej stanąć pod nimi. Nic. Światło padało na jej twarz, ale podłoga za nią pozostawała pusta. Zauważyła, iż się jej przyglądam.
Co jest, mamo? spytała.
Mrugnęłam. Nic, jestem tylko zmęczona.
Skinęła głową i odeszła.
A ja patrzyłam, jak się oddala. Jej ciało się poruszało ale żaden cień za nią nie podążał.
Następnego dnia zadzwoniłam do szkoły i spytałam, dlaczego wypuszczają ją tak późno. Kobieta po drugiej stronie zawahała się. W końcu powiedziała:
Proszę pani, pani córka nie była w szkole od ostatniego sprawdzianu ponad trzy tygodnie temu. Wysyłaliśmy uwagi, ale pani nie odpowiadała.
Serce zamarło mi w piersi.
Ona wychodzi codziennie rano wyszeptałam. Zakłada mundurek. Bierze choćby swoją butelkę na wodę.
Po rozmowie zajrzałam do lodówki. Jej butelka stała tam, nietknięta. Dokładnie tak, jak zostawiłam ją w dniu ostatniego sprawdzania prac.
Tej nocy nie spałam.
Zgasiłam wszystkie światła. Usiadłam przy oknie w salonie. I czekałam.
Dokładnie o pierwszej w nocy furtka otworzyła się sama.
I weszła.
Weronika. Ale nie Weronika.
Z zewnątrz wyglądała tak samo. Ale jej oczy nie mrugały jak dawniej. Oddech miał dziwny, nienaturalny rytm. Spojrzała na mnie i przechyliła głowę.
Dlaczego nie śpisz, mamo? zapytała.
Wymusiłam uśmiech. Czekałam na ciebie.
A potem powiedziałam coś, czego nie planowałam:
Gdzie jest twój cień?
Uśmiechnęła się.
Ale nie ustami czymś zimniejszym.
Został z tyłu.
I minęła mnie.
Ale przysięgam gdy przeszła obok lustra w przedpokoju, coś jednak się w nim na chwilę pojawiło.
Coś wyższego niż ona.
Coś z oczami zbyt dużymi i uśmiechem zbyt wąskim.
Odwróciłam wzrok, serce waliło mi jak młot, dłonie drżały.
Teraz jest w swoim pokoju.
Śpi w swoim łóżku.
Oddycha.
Cicho. Spokojnie.
Ale jej cień
Prawdziwy cień?
Myślę, iż został na zewnątrz.
I myślę, iż czeka, by wejść.
**Odcinek 2: To, Co Pełza Pod Drzwiami**
Od kiedy Weronika wróciła, dom już nie oddycha tak samo.
W dzień wszystko wydaje się normalne.
Weronika wstaje, siada do śniadania, ale nie je. Miesza płatki w miseczce.
Udaje, iż przegląda zeszyty. Czasem nuci cicho piosenki, których nigdy wcześniej nie słyszałam. Słowa nie są w żadnym znanym mi języku.
A po południu po prostu znika.
Nie mówi, dokąd idzie. Nie pyta, czy może wyjść.
Drzwi otwierają się i zamykają same o osiemnastej czterdzieści pięć. Ani minuty wcześniej. Ani sekundy później.
A ja zostaję tu czekam. W ciemności. Sama.
Z coraz bardziej natrętnym pytaniem:
Czy to naprawdę moja córka?
Zaczęłam zauważać drobne rzeczy.
Ściany na przykład oddychają.
Przynajmniej wtedy, gdy Weronika jest w domu.
Pęknięcia na suficie delikatnie się rozszerzają, jakby reagowały na jej obecność.
A rośliny te, które sama hodowałam od lat w jej pokoju więdną.
Jakby coś niewidzialnego dotykało ich każdej nocy.
Pewnej nocy obudziła mnie pragnienie.
Minęłam jej drzwi. Były uchylone.
W środku nie spała.
Siedziała na skraju łóżka, plecami do mnie.
Nuciła tę piosenkę bez słów.
Czesała włosy lalce bez oczu.
A na ścianie, tuż za nią, zobaczyłam cień.
Ale nie jej.
Był wyższy. Chudszy. Poruszał się przed nią, nie za nią.
Jakby to on nią kierował, a nie odwrotnie.
Pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drz