Moje dzieci były oburzone, gdy poprosiłam je o opłatę za wynajem — we własnym domu

newsempire24.com 1 dzień temu

Moje dzieci były oburzone, kiedy poprosiłam je o czynsz we własnym domu.

Przeszłam na emeryturę trzy miesiące temu. Mówię to spokojnie, ale w środku szaleje burza. Z jednej strony nie muszę już wstawać o szóstej, gonić autobus z bolącymi kolanami i słuchać, jak szef krzyczy, iż dokumenty są źle posegregowane. Z drugiej emerytura okazała się tak niska, iż moje kieszenie stały się cieńsze niż doniczka bazylii po upalnym lecie.

I wtedy zaczęła się rodzinna awantura.

Pewnego wieczoru, po kolacji, gdy wszyscy siedzieli przy stole w błogim spokoju, uznałam, iż nadszedł moment. Żuli, śmiali się, przeglądali telefony beztroscy, najedzeni, zrelaksowani. A ja pomyślałam: Ciekawe, czy wiedzą, iż ktoś za to wszystko płaci?. Wtedy spokojnie oznajmiłam:

No dobrze, dzieci od przyszłego miesiąca zaczynam pobierać od was czynsz.

Cisza. Nie zwykła cisza próżnia. choćby lodówka przestała buczeć. Pies zastygł z łapą w powietrzu, jakby też próbował zrozumieć, co usłyszał.

Pierwsza ocknęła się córka:
Jaki czynsz, mamo? To przecież twój dom!

Właśnie dlatego odparłam iż to mój dom. A moja emerytura jest tak niska, iż jeżeli będę chciała kupić coś lepszego niż chleb i herbatę, będę musiała sprzedać telewizor. Wy oglądacie Netflixa, a ja muszę słuchać powtórek wiadomości, bo nie stać mnie na abonament.

Syn, starszy i samozwańczy prawnik rodziny, skrzyżował ręce na piersi i z miną filozofa oznajmił:
Mamo, dzieci nie płacą rodzicom czynszu. To przeciw naturze!

Przeciw naturze odpowiedziałam jest to, gdy trzydziestoletni mężczyzna wciąż śpi w pokoju, w którym trzymał pluszowego misia i prosił, żebym dmuchała na gorącą zupę.

Otworzył usta, by coś odrzucić, ale się zawahał. Bo co tu można powiedzieć?

Rozpoczęły się dyskusje, gestykulacje, oburzenia. Rzucali argumentami w stylu przecież jesteśmy rodziną! i to wyzysk!, a ja spokojnie odpowiadałam: to rachunki i to jedzenie, które zjadasz. Gdy wspomniałam o opłatach za prąd, córka choćby się przeżegnała.

Ale ja gotuję! wykrzyknęła, myśląc, iż to jej as w rękawie.

Gotujesz? spytałam. Masz na myśli tę aromatyczną kaszę, która w zeszłym tygodniu była tak surowa, iż choćby pies odmówił jej jedzenia? On, nawiasem mówiąc, gryzie skarpetki.

Syn spróbował innej taktyki szantażu:
No to my się wyprowadzimy! Zostaniesz sama!

Wzięłam głęboki oddech, poprawiłam okulary i z uśmiechem Buddy odparłam:
Synu, od ilu lat to słyszę?

Znowu cisza. Córka wbiła wzrok w telefon, pies położył się na podłodze, jak świadek, który nie chce brać udziału w sprawie.

Po długich negocjacjach niemal dyplomatycznych, na poziomie ONZ osiągnęliśmy kompromis: na razie nie biorę od nich czynszu. Ale zobowiązali się płacić połowę za internet i wynosić śmieci codziennie.

Minął tydzień. Śmieci, oczywiście, nikt nie wynosi. Pewnie liczą, iż worki same teleportują się na śmietnik o północy. A gdy przypominam, robią obrażone miny, jakbym kazała im oddać nerki.

Najzabawniejsze, jak teraz chodzą po domu. Powoli, z godnością, patrzą na mnie jak na dyktatora. Wczoraj usłyszałam, jak córka mówi do psa:
Spójrz, Burek, żyjemy teraz pod reżimem. U mamy panuje feudalizm.

A pies, zdaje się, przytaknął, bo westchnął i przysunął się do niej bliżej.

Stałam w kuchni, słuchałam tego i myślałam: Feudalizm? No dobrze. Ale przynajmniej feudalizm z ciepłą wodą i opłaconymi rachunkami.

Wiesz, w wieku sześćdziesięciu lat chce się tylko jednego trochę spokoju. Nie luksusu, nie podróży, tylko pewności, iż można kupić sobie kawę bez poczucia winy. Oddałam im całe życie czas, nerwy, siły. I nie żałuję. Ale czasem wydaje mi się, iż nigdy nie zrozumieli: miłość nie oznacza all-inclusive za darmo.

Jeśli w przyszłym miesiącu znów zaczną narzekać, jestem gotowa. Mam plan. Wydrukuję prawdziwą umowę najmu: z punktami mycie kuchenki, nie zostawianie brudnych naczyń, ściąganie prania z balkonu przed zachodem słońca. I niech spróbują się wtedy kłócić.

Bo czasy darmowych obiadów minęły. A ja, choć emerytka, nie jestem bezradna. Mam dom, poczucie humoru i psa, który zawsze staje po mojej stronie.

I wiesz co? jeżeli kiedyś naprawdę się wyprowadzą, będę tęsknić. Ale przynajmniej będę wiedziała, iż wychowałam ich na samodzielnych ludzi.

A na razie sama wynoszę śmieci, oglądam seriale bez Netflixa i cicho się uśmiecham:
Tak, pewnie jestem tą tyrańską mamą. Ale przynajmniej z opłaconym prądem.

Idź do oryginalnego materiału