Niechętnie wybieram się z synem do mojej matki. Serce ściska mi się na samą myśl o wyjeździe, ale pakuję nasze rzeczy i wsiadam z moim synem, Kubą, do pociągu, by odwiedzić moją mamę, Zofię Nowak. Wszystko przez to, iż wczoraj, gdy spacerowałam z Kubą, mój mąż, Marek, postanowił być gościnny i bez pytania mnie o zdanie, przyjęli do nas jego kuzynkę Martę, jej męża Jacka oraz ich dwój dzieci, Zosię i Wojtka. Wypowiedział tylko: Ty i Kuba możecie zostać u twojej mamy, tam jest miejsce. Wciąż jestem w szoku po takiej bezczelności. To nasz dom, nasza sypialnia, a ja mam się pakować, by ustąpić miejsca obcym? Nie, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Kubą ze spaceru. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, by położyć go spać i napić się w ciszy herbaty. Ale gdy weszliśmy do mieszkania, zobaczyłam chaos. Marta i Jacek już weszli do naszej sypialni. Ich dzieci biegały wszędzie, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy książki, kosmetyki, choćby laptop zostały rzucone w kąt, jakbym przestała się liczyć. Zamarłam: Co to ma znaczyć? Marek, niewzruszony, odparł: Marta i jej rodzina potrzebowali miejsca. Pomyślałem, iż możecie pojechać do twojej mamy. Tam będzie wam wygodnie.
Omal nie udusiłam się ze złości. Po pierwsze, to nasz dom! Kupiliśmy go razem, wybierając każdy mebel z namysłem. A teraz mam się wynosić, bo jego rodzinie zachciało się zwiedzać Warszawę? Po drugie, dlaczego mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła, gdybyśmy o tym porozmawiali. Ale on po prostu wydał rozkaz. Marta, zamiast przeprosić, tylko się uśmiechnęła: Daj spokój, Aniu, nie dramatyzuj, zostaniemy tylko dwa tygodnie! Dwa tygodnie? choćby jednego dnia nie chcę, by dotykali moich rzeczy!
Jacek milczał jak zaklęty. Rozwalony na naszej kanapie, sączył kawę z mojej ulubionej filiżanki, przytakując słowom Marty. Ich dzieci? Totalna katastrofa. Zosia, sześciolatka, wylała sok na nasz dywan, a Wojtek, czterolatek, przemienił moją szafę w kryjówkę. Spróbowałam przypomnieć, iż to nie hotel, ale Marta tylko wzruszyła ramionami: No co ty, to tylko dzieci, czego się spodziewasz? Oczywiście. A sprzątać po nich mam ja.
Postanowiłam porozmawiać z Markiem sam na sam. Powiedziałam mu, jak bardzo mnie zranił swoim brakiem szacunku, iż Kuba potrzebuje stabilności. Zabieranie go do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie rozwiązanie. Marek westchnął: Aniu, nie przesadzaj. To rodzina, trzeba im pomóc. Rodzina? A my? O mało nie wybuchnęłam płaczem. Ale zacisnęłam zęby i spakowałam walizki. jeżeli myśli, iż się podporządkuję, jest w błędzie.
Moja mama, Zofia, wpadła w furię, gdy usłyszała, co się stało: Marek uważa się za pana domu? Przyjeżdżajcie, kochanie, u mnie jest miejsce dla was. A twój mąż będzie miał z tego powodu rozmowę! Była gotowa przyjechać i wyrzucić intruzów. Ale ja nie chcę awantury. Potrzebuję tylko spokoju, by wszystko przemyśleć.
Gdy układałam zabawki Kuby, spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami: Mamo, długo zostaniemy u babci? Przytuliłam go mocno: Nie, kochanie. Tylko do czasu, aż tata zrozumie. Ale w głębi duszy wiedziałam jedno: wrócę dopiero, gdy nasz dom znów będzie nasz. A Marek będzie musiał wybrać: swoją gościnność albo naszą rodzinę.
I wtedy zrozumiałam, iż czasem trzeba postawić granice, choćby wobec najbliższych, by móc chronić to, co dla nas najważniejsze.