Dzisiaj usłyszałam coś, co złamało mi serce. Mama, Ewa Nowak, powiedziała mi z taką miną, jakby robiła mi łaskę: „Dopóki nie skończysz osiemnastu lat, będę ci dawać pieniądze – niewiele, na jedzenie, na ubrania, tyle, żeby starczyło. Potem radź sobie sama, Weroniko. Nie wiem, jak potoczy się twoje życie, ale nie chcę, żebyś była taka jak my z twoim ojcem”. Stałam jak rażona piorunem. Nie mogłam uwierzyć, iż to mówi moja własna matka. Czy to znaczy, iż po osiemnastce przestanę być ich dzieckiem? I co znaczy „taka jak oni”? Przecież nigdy nie chciałam być taka jak rodzice, którzy chyba zapomnieli, co to znaczy rodzina. Te słowa zabolały tak bardzo, iż wciąż nie mogę dojść do siebie.
Mam szesnaście lat i zawsze wiedziałam, iż nasze relacje nie są idealne. Mama i tata, Robert, żyją swoim życiem, a ja swoim. Nie są złymi ludźmi, ale… powiedzmy, iż niezbyt odpowiedzialnymi. Tata raz pracuje, raz siedzi w domu, przesiadując w garażu z kumplami. Mama zawsze ma coś ważnego do zrobienia – albo handluje na bazarze, albo plotkuje z sąsiadkami. Od dziecka uczę się radzić sobie sama: gotuję, sprzątam, uczę się na piątki, żeby dostać się na studia. Ale nigdy nie myślałam, iż tak otwarcie dadzą mi do zrozumienia: po osiemnastce będę dla nich obca.
Wszystko zaczęło się w zeszłym tygodniu, kiedy poprosiłam mamę o pieniądze na nowe buty sportowe. Moje stare są już całkiem zniszczone, a w szkole zbliżają się zawody w bieganiu. Spojrzała na mnie jak na żebraczkę i rzuciła: „Weronika, jesteś już duża, mogłabyś sama zarobić. I tak ci daję na jedzenie”. Daje? To może dwieście złotych tygodniowo, ledwo starcza na bilet i bułkę w szkole! Próbowałam tłumaczyć, iż buty nie są fanaberią, ale przerwała mi: „Do osiemnastki ci pomożemy, a potem – radź sobie. Nie jesteśmy twoim bankiem”. Prawie się udusiłam z oburzenia. Nie bank? A kim w takim razie? Rodzicami, którzy powinni wspierać, czy strażnikami odliczającymi czas do mojej „wolności”?
Poszłam do pokoju i płakałam pół nocy. Nie przez buty, tylko przez to, jak zimno to zabrzmiało. Zawsze starałam się nie być ciężarem. Nigdy nie prosiłam o zbędne rzeczy, nie marudziłam, nie domagałam się drogich ubrań jak koleżanki. Marzyłam, iż pójdę na studia, znajdę pracę, stanę na własnych nogach. Ale myślałam, iż mam rodzinę, która będzie przy mnie, choćby jeżeli potknę się po drodze. A teraz? Mama powiedziała wprost: po osiemnastce jestem sama. I to „nie bądź taka jak my” – o co jej chodzi? Że stanę się tak samo nieodpowiedzialna jak oni? Czy mam o nich zapomnieć, tak jak oni zapomnieli o mnie?
Spróbowałam porozmawiać z tatą, licząc, iż może mnie zrozumie. Ale tylko wzruszył ramionami: „Wera, mama ma rację. Karmimy cię, ubieramy, a potem to twoja sprawa”. Moja sprawa? A gdzie oni są w moim życiu? Gdzie ich wsparcie, gdy nocami uczę się do egzaminów? Gdzie ich duma, gdy przynoszę świadectwo z paskiem? choćby nie pytają, jak mi idzie, a teraz jeszcze ten ultimatum. Czuję się, jakby już mnie wykreślili z rodziny.
Powiedziałam o tym przyjaciółce. Wysłuchała i odparła: „Weronika, oni po prostu boją się, iż będziesz na nich ciążyć. Pokaż, iż dasz radę”. Dać radę? Przecież i tak daję z siebie wszystko! Uczę się, udzielam korepetycji, oszczędzam na laptopa. Ale mam szesnaście lat – nie mogę z dnia na dzień stać się dorosła i rozwiązać wszystkich problemów. I nie chcę niczego udowadniać rodzicom, którzy traktują mnie jak obciążenie. Chcę, żeby byli przy mnie, żebym mogła do nich przyjść, gdy będzie mi ciężko. A oni wyznaczają mi termin ważności.
Teraz zastanawiam się, co robić. Część mnie chce się wyprowadzić już teraz – wynająć pokój, znaleźć pracę, pokazać im, iż dam radę. Ale wiem, iż to nierealne. Mam szkołę, maturę, nie mogę wszystkiego porzucić. Druga część chce porozmawiać z mamą, wytłumaczyć, jak bardzo mnie to boli. Ale boję się, iż znów odpowie coś w stylu „nie dramatyzuj”. Najgorsze jest to, iż zaczynam wątpić w siebie. A jeżeli naprawdę będę taka jak oni? jeżeli nie poradzę sobie i całe moje życie będzie takie samo – bez oparcia, bez bliskości?
Postanowiłam, iż nie pozwolę, by ich słowa mnie złamały. Będę się uczyć, pracować, budować swoją przyszłość. Nie dla nich – dla siebie. Nie chcę być taka jak rodzice – nie dlatego, iż są „nieodpowiedzialni”, ale dlatego, iż wierzę w rodzinę, w której ludzie się wspierają, a nie stawiają warunki. jeżeli kiedyś będę miała dzieci, nigdy nie powiem im: „Po osiemnastce – twój problem”. Będę przy nich, choćby jeżeli się potkną, choćby gdy będą dorośli. Bo rodzina to nie bank, który zamyka się o określonej godzinie.
Na razie staram się przetrwać te słowa. Kupiłam buty za swoje oszczNa koniec dnia wzięłam głęboki oddech i przypomniałam sobie, iż to moje życie – i sama zdecyduję, jak je ułożę.