Własne napoje, jedno danie na całą rodzinę. Restauracja mówi "dość". Wprowadziła opłatę

kobieta.gazeta.pl 12 godzin temu
Sezon turystyczny w pełni. Niektórzy zrezygnowali z wypoczynku nad Bałtykiem i wybrali się w góry. Zdjęcie ogłoszenia z restauracji w Szklarskiej Porębie na temat dodatkowych opłat wywołało ogólnopolską burzę w sieci. Knajpa postanowiła wyjaśnić swoją decyzję.
Odwiedzając restauracje, coraz częściej można natknąć się na dodatkowe opłaty. Wbrew pozorom wcale nie chodzi o serwis doliczany automatycznie do rachunku, tylko dopłaty za sztućce, dodatkowe talerze oraz dzielenie dania. W tle tej zmiany są jednak nie tylko rosnące koszty prowadzenia gastronomii, ale także walka z nieuczciwym zachowaniem klientów.


REKLAMA


Zobacz wideo Goście restauracji nie skarżą się wprost, tylko w Internecie


Szklarska Poręba. "Afera talerzowa" w restauracji
Bloger kulinarny Bartosz Kopica w niedzielę 13 lipca 2025 roku umieścił na swoim profilu na Facebooku zdjęcie kartki, która znajduje się w jednej z restauracji w Szklarskiej Porębie. Okazało się, iż w przypadku dzielenia się daniem, do każdego dodatkowego talerza lub sztućców doliczana jest opłata za serwis. Wynosi 15 zł. Jednocześnie knajpa zachęca gości gratisową kawą.


Post wywołał burzę w sieci, dlatego Onet postanowił skontaktować się z lokalem. Okazało się, iż kontrowersyjną kartkę wywiesiła restauracja Chata Ducha Gór. - Ta opłata pojawiła się po raz pierwszy w tym sezonie. Zależy mi na wysokim poziomie obsługi zarówno gości, którzy przychodzą na szybki obiad, jak i tych, którzy chcą posiedzieć dłużej i celebrować posiłek - powiedział właściciel Marcin Majchrzak. Poinformował, iż chciał wyjść naprzeciw osobom ze skromniejszym budżetem i wprowadził "hit dnia" za 29,90 zł, serwowany od godziny 12 do 17. Dodał, iż normalnie główne dania w lokalu kosztują ok. 50-80 zł. Niestety ludzie zaczęli to wykorzystywać. Wprowadzenie tańszego dania spowodowało problemy organizacyjne. - Notorycznie mieliśmy sytuacje, iż przychodziły całe rodziny z własnymi napojami i zamawiały jedno danie promocyjne na wszystkich. W kuchni pracuje pięć osób, na sali kolejne pięć-sześć. Jak mamy normalnie funkcjonować, gdy sam koszt personelu dziennie to min. 5-6 tys. zł? - pyta.


Opłata za dodatkowy talerz. Właściciel tłumaczy kulisy decyzji
Majchrzak wyjaśnił, iż opłata za dodatkowy talerz czy sztućce nie jest doliczana automatycznie. - Do tej pory może maksymalnie pięć razy zdecydowaliśmy się ją zastosować i to zawsze po wspólnym ustaleniu z gośćmi. Nie stosujemy jej do przystawek czy przekąsek, które naturalnie nadają się do podziału. To symboliczna opłata, która obejmuje nie tylko sam talerz, ale także całą obsługę. Ktoś ten stolik musi przygotować, sprzątnąć, a w tym czasie inni czekają w progu. Moim celem nigdy nie było ograniczanie gościnności. Chciałem po prostu zapewnić komfort zarówno naszym gościom, jak i pracownikom - przyznał. W tej sytuacji rozważa jednak wycofanie "hitu dnia" z oferty. Pod postem Kopicy na Facebooku pojawiło się mnóstwo komentarzy. Większość osób skrytykowała pomysł restauracji.
Jakie pazerstwo. Już nie wiedzą, na czym mają zarobić. Chore. Tak samo dla mnie głupotą jest doliczanie za serwis kelnerski. Przecież kelner ma taki zawód, iż informuje do stołu. Dostaje za to wypłatę, to jeszcze ekstra płacić za to, iż ci poda do stolika?
Myślałam, iż normalnym jest, aby wszyscy dzielili się jedzeniem i próbowali swoich potraw. My czasami zamawiamy np. jedną przystawkę, tylko do przekąszenia. W dobrych knajpach podają jeszcze czekadełko do podziału dla wszystkich i się za to nie płaci. A u nas Polaki-cebulaki znaleźli pomysł na biznes!
W lokalu, w którym byliśmy, widnieje dokładnie ta karteczka. W ofercie restauracji hitem dnia były 30 cm schabowe. W moim i moich dzieci przypadku spokojnie jedno danie dla naszej trójki, w pojedynkę nie do zjedzenia w całości. Każdy zamówił jednak inne jedzonko i chcąc się podzielić, zaskoczona byłam, iż za pusty talerz mam zapłacić 15 zł. Do tego w rachunku okazało się, iż doliczono za dwa pudełeczka na wynos 10 zł. Wysokie ceny za tak oczywiste rzeczy w restauracji.
Głos zabrał również mężczyzna, który na co dzień pracuje w branży gastronomicznej. Wyjaśnił, jak to wygląda z jego perspektywy i poinformował, iż rozumie, skąd mógł się wziąć taki pomysł restauracji.


Jako kucharz chętnie wyrażę swoje zdanie na ten temat. Taka praktyka za granicą jest powszechna od wielu lat i tylko osoby, które siedzą w gastro, to zrozumieją. Jestem w stanie przypomnieć sobie co najmniej kilkanaście sytuacji, gdzie przychodzi grupka osób, zamawiają jedno danie za 30 zł i proszą o 6-10 dodatkowych zestawów talerzy, bo każdy chce spróbować jedną krewetkę albo jednego krążka cebulowego. To samo jest z napojami. Mała cola i 4 szklanki, słomeczki i lód. Zmywanie kosztuje, serwetki do sztućców kosztują, nie wspominając już o pracy kelnerek czy pani zmywakowej, która po 2-3 takich stolikach ma cały zlew garów. Właśnie przez takie akcje cierpią potem normalni klienci, którzy chcą po prostu dodatkowy zestaw dla partnera lub dziecka. Ludzie płacą 30-50 zł za danie, narzekają i wymagają, jakby świat zbawili. Januszerka w gastronomii jest na porządku dziennym, szczególnie w turystycznych miastach. U mnie w pracy jest: 'Proszę przeciąć burgera na pół i dorobić do niego dodatkową deskę oraz podzielić sałatkę, frytki i sos na dwie części'. Sami jesteśmy sobie winni. Nie popieram, aczkolwiek świetnie rozumiem, dlaczego tak się dzieje
- można przeczytać. Co sądzisz o rozwiązaniu stosowanym przez restaurację? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.


Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału