Zamknęła serce dla ukochanego, ale tydzień później uratował jej życie…

polregion.pl 5 godzin temu

Kasia głucho uderzyła się w poduszki powietrzne, które wyrzuciły się w ostatniej chwili. Z trudem utrzymywała przytomność, nie mogąc oderwać wzroku od mężczyzny, którego tydzień temu pochowała. Czy to naprawdę możliwe? A może umiera i przeniosła się do innego świata, gdzie znów są razem? W głowie kotłowały się wspomnienia – tamten dzień, kiedy usłyszała straszną wiadomość, jakby się powtórzył, jakby ktoś celowo cofnął ją do bólu, by raz jeszcze rozorał jej serce.

— Nie! — wydarł się z jej gardła rozpaczliwy krzyk, wypełniając całe mieszkanie. — Kłamiecie! To niemożliwe! Mój mąż nie mógł mnie zostawić! On by tak nie postąpił! On po prostu nie mógł odejść!

Powoli osunęła się na podłogę, prawie tracąc przytomność. Nie mogła pogodzić się z rzeczywistością: jak to się stało im, Jakubowi? Był taki młody, pełen życia. Jak mógł umrzeć? Dzwonił do niej jego szef, informując, iż oderwał się zakrzep, „karetka” choćby nie zdążyła przyjechać.

— Nic nie dało się zrobić — mówił przez telefon. — Kiedy przyjechali lekarze, Jakub już nie żył. — Jego słowa dźwięczały w głowie jak kwestie z horroru, których nie da się wymazać.

Co teraz? Jak żyć dalej bez niego? Bez niego nie potrafiła choćby oddychać. Łzy spływały po policzkach, ale Kasia ich nie czuła. Telefon wciąż przy uchu, a ona wpatrywała się przed siebie, niezdolna wydusić słowa. Pragnęła, żeby to był koszmar, z którego zaraz się obudzi, zapominając o cierpieniu.

Do kostnicy jej nie wpuszczono, dopiero na pogrzebie Kasia na własne oczy ujrzała, iż to naprawdę jej mąż. choćby wtedy do ostatniej chwili miała nadzieję, iż Jakub wróci z pracy, roześmieje się i powie, iż to tylko żart. No przecież prima aprilis! Ale czy można tak żartować? Dobrze, wybaczy mu… wybaczy wszystko, byleby tylko wrócił. ale on nie wrócił. Leżał w trumnie, jak żywy.

Kasia rzucała się ku ciału męża, szlochała, błagała, by wstał, by wrócił. Mdlała, cucono ją amoniakiem. Matka Jakuba ledwo stała na nogach, próbując uspokoić synową, sama przygnieciona żalem. Tylko ojciec odciągał Kasię od trumny, prosząc, by wzięła się w garść, pogodziła się z losem. A ona wyrywała się, biegła z powrotem, wzywała go.

Pogrzeb minął jej jak we mgle. Widziała, jak zamykają wieko, krzyczała, gdy ją odciągano, prosiła, by położyli ją obok. Bo bez Jakuba nie ma życia. Nie przetrwa. Długo nie mogła rzucić garści ziemi na trumnę – to znaczyłoby pogodzić się, iż go nie ma. A pogodzić się nie potrafiła.

W domu, w pustym mieszkaniu, Kasia próbowała zebrać myśli, ale starczyło jej sił na kilka minut. Skulona pod ścianą przypomniała sobie dzień, w którym się poznali.

— Dziewczyno, chyba coś pani upuściła? — rozległ się miły głos. — Dziewczyno! — uśmiechnął się Jakub, zmuszając ją, by się odwróciła.

Spacerowała koło uniwersytetu, powtarzając wykład, gdy podał jej ognistoczerwoną różę.

— To nie moje — zaprzeczyła.

— Teraz jest pani — odpowiedział z uśmiechem. — Taka pani zamyślona, chciałem rozweselić.

Kasia zawstydzona przyjęła kwiat. choćby nie zauważyła, jak łatwo się poznali, jak odprowadził ją na zajęcia, później czekał i zaproponował spacer. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jasnowłosy, przystojny, z dobrym spojrzeniem i spokojnym głosem – Jakub całkowicie ją uwiódł. Mówił o rodzinie, planach, marzeniu o wielkiej miłości i dzieciach. Wydawał się wyszedł z kart romantycznej powieści.

Ale już tego nie będzie…

Ciepły uśmiech wywołany wspomnieniami zniknął, a Kasia znów wybuchnęła płaczem. Nie do zniesienia było wracać do rzeczywistości, która zabrała wszystko, dla czego żyła.

Siedem lat byli razem, trzy w małżeństwie. Skromne wesele, bez przepychu – nie potrzebowali drogich prezentów, bo byli dla siebie największym darem. Teraz Kasia została sama, bez ukochanego, bez części siebie.

Nie pamiętała, jak dotarła do łóżka i zasnęła. Obudził ją poranny telefon. Praca. Szef dał jej czas na żałobę, ale zastępca nie radził sobie z dokumentami – musiała wrócić.

— Kasia, cześć! To Tomek. Masz chwilę? Mam pytanie.

— Mów — odpowiedziała bezbarwnie, bez śladu emocji.

— No właśnie, nie mogę ogarnąć tych raportów z laminatem… Nie wiem, gdzie wpisać numer katalogowy.

Kasia choćby nie poczuła złości. Spokojnie wyjaśniła, co gdzie wpisać, i zakończyła rozmowę. Rzuciła się na poduszki, wpatrując się w puste miejsce obok. Łzy chyba wyschły, ale oczy piekły, jakby ktoś nasypał do nich piasku. Pamiętała to uczucie – kiedyś sąsiad cisnął jej garść piasku w twarz, gdy pokłócili się w piaskownicy.

Z wysiłkiem wstała i powlokła się do kuchni. Musiała coś zjeść – od trzech dni prawie nic nie brała do ust. Na widok jedzenia zrobiło się jej niedobrze. Tylko wypiła wodę i wróciła do pokoju.

Bała się dotykać albumów, otwierać nagrań. Nie zniosłaby jego głosu. I tak słyszała go w głowie, czasem zdawało się, iż woła ją gdzieś blisko. Ale gdy się odwracała, ból powracał – go nie było. I już nie będzie.

Minął tydzień od pogrzebu, Kasia postanowiła wrócić do pracy. Tam, wśród dokumentów i zadań, na chwilę zapominała. Stała się maszyną, bez uczuć. Tak było łatwiej. Lepiej nie czuć nic, niż ten rozdzierający ból.

W piątek wybrała się do rodziców, by spędzić weekend w ich domu za miastem. Długo namawiali, ale Kasia nie chciała widzieć nikogo w „ich” mieszkaniu, nie zniosłaby współczujących spojrzeń matki. Może teraz to pomoże jej zacząć od nowa.

Jadąc autostradą, Kasia patrzyła na drogę nieobecnie, pogrążona w myślach. Żal znów ją ogarnął, łzy popłynęły. Nie zauważyła, jak zjechała na przeciwległy pas. Przed oczami mignęła ciężarówka, ale reakcja przyszła za późno. Świat zniknął, dźwięki ucichły, została tylko przerażająca cisza. MożeNagle ciężarówka ominął ich o włos, a Kasia poczuła ciepłą dłoń Jakuba na swoim ramieniu, szepczącego cicho: „Żyj dla naszego dziecka” — i zanim zdążyła odpowiedzieć, jego obecność rozwiała się jak mgła, pozostawiając ją samą w zdeformowanym samochodzie, ale z nową nadzieją w sercu.

Idź do oryginalnego materiału