Tajemnicze łzy w czasie świątecznej radości

twojacena.pl 3 godzin temu

Joanna zacisnęła powieki, walcząc z łzami, by nie psuć święta. Poprawiła bluzkę na już wyraźnie zaokrąglonym brzuchu i, popychając przed sobą wózek inwalidzki z synem, otworzyła drzwi kawiarni.

Zwykła niedziela, gdy mamy niepełnosprawnych dzieci z Łodzi spotykały się w kawiarni, by choć na chwilę odetchnąć od niekończących się rehabilitacji i walki o normalność swoich pociech. Same zorganizowały ten niewielki odpoczynek, bez sponsorów czy fundacji. Kawiarnia „Fasola” zamknęła się tego dnia tylko dla nich. Właścicielka, poruszona ich trudną sytuacją, częstowała je herbatą, ciastkami i włączała karaoke. I wtedy te kobiety znów stawały się zwykłymi młodymi dziewczynami – śmiały się, śpiewały, plotkowały i żartowały.

Joanna przychodziła tu zawsze, choćby gdy nie miała siły iść. To była jej wyspa, gdzie rozumiano ją bez słów. Ale teraz siedziała w milczeniu, nie wiedząc, jak powiedzieć przyjaciółkom, iż jest w ciąży, a mąż „zrobił nogę”, twierdząc, iż to zbyt ciężki obowiązek. Drugie dziecko nie powinno się urodzić, skoro pierwsze – Mikołaj – ma dziecięce porażenie mózgowe. Ale Joanna była nieugięta. Minęły trzy miesiące, a męża już nie było. Została sama, ledwie starczyło jej na paliwo, by przyjechać z synem na to spotkanie.

– No, gadaj, co się stało? – przysiadła się do niej Ewa Nowak, zadziwiająco młoda, piękna i silna. Jej córka, Zosia Kowalska, też jeździła na wózku, ale dzięki cierpliwości i miłości matki zdobywała nagrody na konkursach wokalnych w całej Europie. I żyła – życiem pełnym radości.
Joanna chciała wybuchnąć płaczem, ale Ewa energicznie ją powstrzymała:
– I tak wszystko wiemy. Zostawił cię? No, Bóg mu osądzi. Lepiej powiedz – co jeszcze masz? Co może ci pomóc stanąć na nogi?
– Nic – wyszeptała Joanna, ocierając nos.

– Głupstwa! Bóg przecież nie zniknął, prawda? choćby w takiej sytuacji jak twoja. A Bóg pomaga przez ludzi – pamiętasz to przysłowie? No, weź mikrofon, zaśpiewamy razem, napijemy się herbaty, a w domu wszystko przemyślisz. I poczytaj o zasobach. Wyszukaj w Internecie – psycholożka Kowalska o tym pisała. Wyjście zawsze jest, Joanno. Nie zabijaj cudu…
I Joanna śpiewała, śmiała się, a synem zajmowali się wolontariusze z fundacji. Dostali choćby paczkę ciastek do domu. Po raz pierwszy od dawna drzwi pustego mieszkania nie wydały się jej takie przytłaczające.

Zasoby, zasoby… Tej nocy, gdy ułożyła syna do snu, a on szepnął: „Mamo, kocham cię, razem damy radę”, Joanna usiadła, by spisać wszystko, co jeszcze miała.
Pierwszy punkt: Bóg, który jest przy niej. Drugi: jedenastoletni syn, choć na wózku, o bystrym umyśle i wielkim sercu. To on będzie jej inspiracją.

Ale lista była krótka. Joanna nie spała całą noc.

Rano wstała z trudem, ale nie mogła opuścić liturgii, zwłaszcza teraz.
– Boże, Boże! – szeptała w kościele Świętej Trójcy na ulicy Głosowej. Proboszcz, który marzył o ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci, po mszy podszedł do niej i wręczył paczkę z jedzeniem, zebranym od parafian.
– To dla ciebie i syna, Joanno. Babcia Wiesia będzie ci przynosiła jedzenie, gdy urodzisz. Mieszka blisko, dzieci też dopilnuje. Powiedz, co jeszcze możemy zrobić?
Joanna stała w milczeniu, wpatrzona w jego twarz.

– Mów śmiało. Ludzie omijają cudze nieszczęście, bo nie wiedzą, jak pomóc. Przyjdź jutro na herbatę.

I wtedy zrozumiała – dobrych ludzi jest więcej. Trzeba tylko dać im szansę. Przestała się wstydzić prosić przyjaciół o pomoc w opiece nad Mikołajem. Ku jej zaskoczeniu, chętnie się zgłaszali, przynosili jedzenie, ubrania. Dumę zastąpiła wdzięczność.

Ale przyszłość wciąż ją niepokoiła. Data porodu zbliżała się, a ona nie miała żadnych oszczędności.

Nazajutrz przyszła ogromna paczka – ubranka dla dziewczynki, wózek, pościel. Na Facebooku czekała wiadomość od kobiety o imieniu Olga:
„Szanowna Pani Joanno, mam nadzieję, iż te rzeczy się przydadzą. Przyjaciele opowiedzieli mi o Pani sytuacji. To tylko chwilowe trudności. Pracuję w dużej firmie w Warszawie i mogę przesyłać 1000 zł miesięcznie na Pani konto. Proszę modlić się za mnie i moją zmarłą matkę, Wandę. Dziękuję za ocalenie tego małego cudu.”

Ręce Joanny drżały. Gdy kończyła czytać, do drzwi zadzwonił kolega z liceum, Włodek, który przyprowadził ze sobą zakłopotanego mężczyznę.
– Joasia, on ledwo mówi po polsku – Włodek wskazał na gościa. – Francuz, Antoine. Zawalił tłumaczenie papierów na delegacji. A ty znasz francuski, prawda? Pomóż mu, a on zapłaci.

Wieczorem, po omówieniu szczegółów, Joanna nalała herbaty i włączyła występ Zosi Kowalskiej, której głos poruszał serca.
– Co niemożliwe dla ludzi, możliwe jest dla Boga. Prawda, Antoine? – powiedziała po francusku, nieświadoma, iż właśnie zapewniła sobie dochód na najbliższe lata.

W pokoju przekreśliła całą listę zasobów, zostawiając tylko jedno słowo: „Bóg”.
Bo jeżeli dał dziecko – to i na dzieci znajdzie sposób.

Idź do oryginalnego materiału